Czekało się z utęsknienie na te 2 mce laby.
Robiło się plany, kto gdzie i z kim się spotka, wyjedzie, kto do kogo przyjedzie?
Z reguły większość z nas jechała na kolonie . Było dofinansowanie z pracy na kolonie, więc pod tym względem było łatwiej.
Teraz tygodniowe półkolonie kosztują tyle, co moja wypłata, albo i lepiej i to dla jednego dziecka, a co z tymi osobami , które mają dwoje lub więcej dzieci?!
Przecież nie mogę wybierać, staram się ich traktować jednakowo, choć i tak słyszę, że nie jestem sprawiedliwa, albo że kogoś bardziej kocham... ech.
Teraz w wakacje niewiele się zmienia, może poza tym, że się wysypiam, bo wcześniej musiałam się zrywać rano, aby inni nie zaspali.
Dzieci/ młodzież * ( *zaznacz właściwe) siedzą przed kompem,Tv, tabletem, smartfonem i narzekają : ale nudy.
Mówię: idź na dwór!
-po co? tam jeszcze bardziej nudno.
Za moich czasów... jak to brzmi? prawie jakbym była dinozaurem...
Wracając do mojego dzieciństwa, które nie było jakoś ,strasznie dawno temu jak niektórzy sądzą. Uwierzcie mi, nie znałam osobiście Ragnara Lodbrok'a , choć może i dobrze, bo Vikingowie nie patyczkowali się i pewnie dostałabym toporkiem między ślepia.
Oj rozmarzyłam się o tym Ragnarze,a miałam o wakacjach Wam napisać.
Każdą wolną chwilę spędzaliśmy na dworze, ganialiśmy się z kijami, były dwa ognie i zbijak i skakanka, gumy, trzepak, graliśmy w klasy, państwa , a nawet bawiliśmy się w policjantów i złodziei, zanim modne się stały seriale W11 i Policjanci- Policjantki.
Czasem szliśmy do kogoś do ogródka na " szaber" na kwasiory jabłka,albo kilka wiśni.
Jako całkiem dorosła osoba dowiedziałam się od Pani, której co roku skubaliśmy jabłka, że o tym doskonale wiedziała, a jakbyśmy ładnie poprosili to i ciastem czy kompotem by poczęstowała.
Jeździłam na kolonie od 7. r życia, zanim poszłam do 1 klasy. Rodzice odprowadzili do autokaru, machanie łapką i 3 tygodnie rodziców nie widziałam, choć jak kolonie były bliżej to czasem Mama do nas przyjeżdzała( bo ja jeździłam z bratem na kolonie) zabierała nas na piknik na trawie i przywoziła słynnego pieczonego kurczaka w folii.
Tego pierwszego roku było mi ciężko, bo tyle czasu bez rodziców, choć było mnóstwo zajęć to tęskniłam, dobrze, że był ze mną mój brat, na którego zawsze mogłam liczyć.
Z roku na rok przyzwyczajałam się i coraz lepiej czułam na koloniach, mieliśmy mnóstwo różnych zajęć i szybko mijał czas.
Pozwolę sobie wrzucić zdjęcie zrobione nie pamiętam w którym roku, ale przypuszczalnie mam na nim ok 10 lat, z naszą wychowawczynią kolonijną i panem ratownikiem, którym wszystkie dziewczyny się zachwycały hihi.
Czasem wracając z kolonii człowiek nie poznawał swego mieszkania, tak było raz, kiedy nas nie było, wracamy a tutaj fototapeta w pokoju i wytapetowane i odmalowane mieszkanie.
Myślę, że korzystając z okazji, że nie ma dzieci w domu rodzice urządzili mały remont, ale to było miłe zaskoczenie.
A jednego lata razem Mama z naszą sąsiadką Panią Elą wynajęły na spółkę domek na basenie i sobie w nim nocowaliśmy na zmianę raz z jedną raz z drugą mamą, 3 dzieci.
Myliśmy się pod kranem, ale jako pierwsi byliśmy na basenie, było hardcorowo, ale bardzo fajnie.
Jak byłam starsza to chodziłam na basen z moją siostrą Marzeną, która uwielbiała i chyba do tej pory uwielbia wygrzewać się na słonku.
Zmienia się świat a ja się nie zmieniam, nadal lubię aktywnie odpoczywać, spędzać czas na dworze, chodzić na basen.