Łączna liczba wyświetleń

sobota, 16 września 2023

Kolejna bezsenna noc

 Kolejna noc,kiedy budzi mnie ból, patrzę na zegarek 3:30

Ok, napiję się wody, może jeszcze zasnę,ale kiedy się układam zatyka mi nos,a ja nie umiem oddychać paszczą.

Powoli zmieniam pozycję i znowu to samo, próbuje krople ... nic z tego,biorę wodę morską,niby częściowo się nos oczyszcza,ale jak się kładę,to znowu jest zatkany.

Tak się kręcę i kombinuję,aż wybija 4ta, więc stwierdzam, że nici ze spania.

Biorę euthyrox,bo wiadomo na czczo i posłucham sobie trochę Szustaka,próbuje się jeszcze położyć,ale od razu zatyka mi nos i prawą noga drętwieje...

Siedzę, słucham, myślę i tak mija mi czas do 5ej. Biorę dexilant na drugie na czczo i lecę na forum,bo przecież ciągle mi na nie czasu brak,bo nie mam weny itd.

Nadrabiam zaległości,w końcu robi się widno, wstaje dzień.

Schodzę do kuchni,robię kawę i herbatę i postanawiam zajrzeć na bloga,bo już dawno nic nie pisałam.

Mogłabym powiedzieć,bo nie miałam czasu, ale czy naprawdę?

Czytam ostatnio sporo książek, w tym tzw."poradniki" i powoli dociera do mnie, że czas płynie tak samo, doba nadal trwa 24 godziny.

Owszem mamy dużo więcej na głowie niż kilka lat temu,ale też mamy dużo więcej rozpraszaczy typu internet,czy różne platformy z filmami.

Często łapie się na tym, że zamiast napisać na blogu,to przeglądam śmieszne filmiki na tt czy yt.

Owszem trochę czasu zajmuję mi korespondencja z innymi mamami wcześniaków, zwłaszcza kiedy to są świeżo upieczone mamy,które chcą się wygadać, doradzić,które szukają pomocy i często są zostawione same sobie,jak ja w szpitalu.

Z perspektywy czasu mogę im pomóc, a jak nie osobiście to nakierować do fundacji, ośrodka, psychologa, skontaktować z rzecznikiem, znaleźć miejsce w poradni.

Już przez to przeszłam i od tamtej pory dużo się zmieniło, powstało wiele miejsc pomocy.

Jednak kluczowym w takich sytuacjach jest rozmowa, czasem późno w nocy, czasem samo wysłuchanie dla kogoś dużo znaczy.

Nie będę się wdawać w szczegóły, ale najbardziej utkwiła mi w pamięci niedawna rozmowa z Tatą malutkiego wcześniaka,który jest w domu,a żona w szpitalu,maluch na Oionie i on musi być dla nich silny!

Dziecko w stanie ciężkim,ale stabilnym,żona strzępek nerwów,rodzina go nie rozumie i ciągle słyszą od rodziny, że będzie dobrze.

Pamiętam jak mnie to wkurzało, bo ktoś jest wróżką,czy jasnowidzem?

Nawet lekarz nie wie,jak będzie. Owszem trzeba mieć nadzieję,ale takie będzie dobrze, kiedy wiesz, że nic nie jest dobrze dobija.

Tak mi gada o tym i o tamtym, oczywiście zaczyna siebie obwiniać, płacze.

Milczymy chwilę,a potem mówię to,czego mi ani mężowi nikt nie powiedział.

To niczyja wina,tak się dzieje, masz prawo być zły/zła, wkurzony, zrozpaczony/a bezradny/a .

Mówię do niego i żeby przekazał żonie i nie musisz być ciągle silny,bo prędzej czy później to się odbije na Twoim zdrowiu.

Owszem wspieraj żonę,ale jak nie dajesz rady to płacz, jeżeli lubisz to idź na siłownię,basen, spacer,zrób coś dla siebie,idź do psychologa,to żaden wstyd.

To tylko jeden przykład,ale tych rozmów jest dużo więcej i staram się wtedy być dla innych,bo wiem jak ważne jest takie wsparcie, rozmowa,czasem pomilczenie.

Ale do brzegu, po co Wam to piszę,bo wtedy znajduję czas,bo te rozmowy to dla mnie priorytet.

No i tak jest z naszym życiem, to co jest dla nas ważne,na to zawsze znajdziemy czas.

W tym roku np. bardzo dużo książek czytam, wiadomo, że sporo czasu na tym spędzam.

A narzekam, że nie mam czasu na pisanie bloga,czy szydełko.

Owszem trzeba czasem jak to ja mówię się " odchamić" i pooglądać głupoty w necie,ale żeby nie stało się to naszym głównym celem,bo wtedy to jest niepotrzebna strata czasu.

Czytając jedną z książek niby dla dzieci " Dziecko na cyfrowym odwyku" dotarło do mnie,że w mniejszym lub większym stopniu wszyscy jesteśmy od smartfonów uzależnieni.

Tam jest takie fajne ćwiczenie,żeby jeżeli masz coś zrobić na komputerze/ laptopie,lub pracujesz zdalnie,żeby zrobić sobie takie cykle 30-40 minutowe.

I zaobserwować,czy faktycznie zajmujemy się tym, co mieliśmy zrobić,czy w międzyczasie podglądaliśmy safari,nowe stroje na Halloween,czy inne.

Jakby nam nie poszło,to mamy zrobić po tych 30-40 minutach(najlepiej nastawić budzik,bo możemy przegapić) przerwę 5 minutową. Wstać, rozprostować kości, dać odpocząć oczom.

I działać z planem, że np podczas tego czasu ogarnę maila,czy napiszę 2 pisma, albo np w moim przypadku napiszę post na blogu.

I nie mówię tutaj, żeby wpaść ze skrajności w skrajność i wykonywać przez cały dzień tylko zadania,bo też musi być czas na odpoczynek i rozrywkę,tylko wypośrodkować.

Pracuję nad sobą i nad zmianą przyzwyczajeń.

Może nie zawsze wychodzi wszystko,jakbym sobie zaplanowała,ale przynajmniej coś zacznę i małymi krokami zmienię.

A jak Wy sobie radzicie?

Miłej soboty Kochani, zostawiam Wam poranną kawkę.





niedziela, 7 maja 2023

Pokrętne myślenie

 

Tak się ostatnio zastanawiam, czy tylko ja tak mam?

Czy większość kobiet ma problem z myśleniem o sobie, zwłaszcza, kiedy mamy sporo na głowie.

Łapię się na tym, że zamiast ograniczyć do minimum moje plany, to ja wymyślam, co jeszcze zrobię.

Zwłaszcza, kiedy mąż ma ranną zmianę i nie ma go praktycznie do 17ej i wszystko jest na mojej głowie, to zamiast skupić się na tym, co muszę zrobić, a reszta jakoś pójdzie i trochę czasu uszczknąć dla siebie, usiąść, odpocząć, poczytać książkę, napisać list, czy posiedzieć w wannie z maseczką na twarzy.

Dzisiaj właśnie J zaczął tą swoją zmianę, że jak wstałąm o 7ej, to juz go nie było, a ja co?

Już trybiki pracują, a to trzeba posprzątać, ogarnąć, to może w tym tygodniu zrobię, jakbym miała mało na głowie.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać, czym to jest powodowane i doszłam do wniosku, że niby chcę sobie udowodnić, że radę sobie dam, a tak naprawdę chcę udowodnić J jak cudownie sobie radzę sama, jak mi nikt nie przeszkadza.

Nie ważne, że kosztem własnego odpoczynku, chwili dla siebie, czy czasu z dziećmi, jakbym miała zaprogramowany program perfekcyjnej Pani domu, a tak naprawdę, jak mnie ktoś z nienacka odwiedzi, to i tak wtedy akurat będzie bajzel.

Ja wiem,że dom to nie muzeum, że nie musi być jak w katalogu, ale w kobietach to dążenie do perfekcji jest mocno zakorzenione i jak ma kurz od 2 dni, to już sie gorzej czuje.

Lubię mieć czysto, bo jak jest porządek, to wiem, gdzie co jest?

Ale nie mieszkam sama i każdy może i powinien po sobie sprzątać, teoria sobie,a życie sobie.

Jednak doszłam do tego, że jedna osoba nie da rady sama posprzątać wspólnych pomieszczeń.

Dlatego, choć na początku chciałam ambitnie zaplanować czas prawie co do minuty, to postanowiłam trochę odpocząć, co się uda, to zrobię, co nie, trudno.

Dla mnie zdrowie moje ważniejsze jest, niż nie starty kurz,a zmęczenie i brak snu dają mi się ostatnio we znaki i brak czasu dla siebie, sprawia, że jestem rozdrażniona i ciągle zmęczona.

Wiadomo,że fajnie by było, gdybym zrobiła to i tamto, ale jak to zrobię za tydzień, to też nic się nie stanie.

Jak byłam młodsza, to zarywalam noce, bo musiało być wszystko wysprzątane, podłogi wypastowane, a od rana gotowanie, pranie,zakupy i wszystko z jęzorem na brodzie, bo muszę ze wszystkim się wyrobić, bo co ludzie powiedzą itd.

Z czasem nauczyłam się coraz bardziej odpuszczać, wyluzować, robić to, co niezbędne, bo życie jest jedno i szkoda życia na ciągłe obowiązki.

Poza tym życie pokazało mi, że jeżeli o siebie nie zadbam, to nikt za mnie tego nie zrobi, a organizm się o swoje upomni i zdrowie będzie szwankować, jak odpowiednio nie zadbam o siebie.

A Wy potraficie odpuścić?

sobota, 15 kwietnia 2023

Mam pisać, więc piszę


Choć na zewnątrz uśmiech, to w sercu mnóstwo emocji mi się kłębi i muszę to z siebie wyrzucić, więc za namową terapeuty będę pisała tutaj o tym, co mnie wkurza, co mnie boli.
Niestety przez to, że nie chcę nikogo skrzywdzić, kiszę wszystko w sobie i w ten sposób krzywdzę siebie.
Nie potrafię zareagować, kiedy ktos mi mówi, co powinnam, a czego nie, a nie wie, z czym się codziennie zmagam.
Łatwo komuś z boku powiedzieć, nie krzycz, nie denerwuj się i tłumaczyć np. mojego tatę,że chory, że stary.
Tak chory, stary jest i ja to wiem, ale jak ktoś jest z nim kilka minut w ciągu miesiąca i przy kimś on robi minę biednego żuczka i przeprasza, że żyje.
Chociaż zanim przyszedł gość przez 3 godziny chodził za Tobą krok w krok, mówił Ci, jaka jesteś beznadziejna, zasypywał pytaniami, kłócił się , wyzywał Cię, bo raczyłaś zająć się dzieckiem przez chwilę, a przecież masz go non stop słuchać, bo musi być w centrum.
Albo kiedy w ciągu dnia 15 razy sprzątasz toaletę, bo poza innymi nałogami Ojciec uwielbia łykać leki na przeczyszczenie i brudzi toaletę za każdym razem,a Ty nie masz czasu i siły sprzątnąć w tym czasie salonu i jak ktoś przychodzi, to widzisz ten oceniający wzrok i się tlumaczysz, że dziś robisz dzień wolny, bo chcesz odpocząć.
A i tak w nocy jak wstaniesz siku, to sobie musisz wyszorować całą toaletę włącznie z podłogą i ścianami, ale nie, Tatuś nie robi tego specjalnie, to choroba.
Ciekawa jestem, jakby zareagowaly te osoby. które zwracają mi uwagę, gdyby dzień w dzień musiały się z tym zmagać, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nie to, że chcę tylko narzekać na mojego Ojca, ale życie z nim jest cholernie ciężkie, bo owszem ma choroby i fizyczne i psychiczne, ale też potrafi wszystkimi manipulować i lekarzami i rodzeństwem, aby uzyskać swój cel.
Pamiętam jak jeszcze Mama żyła, to uważałam, że ona jest ta zła.
Przychodziliśmy i Tatuś dosłownie na paluszkach chodził i do Mamy : Majku to, Misiaczku chodź , bo dzieci przyszły, a ona siedziała w innym pokoju, przychodziła po pewnym czasie, albo jak po nią szedł kolejny raz, to na niego krzyczała, czy wyklinała i wszyscy stawaliśmy w obronie Taty, bo Tatuś chce dobrze,a Mama się drze i jest nerwowa.
Jak pewnie przez ostatnie 3 godziny jej dokuczał, to nie dziwię się, że miała dość i chciała ochłonąć.
To o tym się nie pamięta, tylko ocenia i daje cudowne rady.
Długo wahałam się, czy o tym napisać publicznie, bo to przecież" pranie brudów", ale moja Pani terapeutka powiedziała, że może jak ktoś inny przeczyta, to będzie mu rażniej, bo może teź tak ma, a może rodzina i znajomi choć będą mieli żal, zobaczą, z czym na codzień muszę się mierzyć.
Dzień po dniu, noc po nocy, bo w nocy też nie jest lepiej.
Poza tym abym poczula się lepiej, muszę to z siebie wyrzucić, bo na dłuższą metę nie dam rady funkcjonować w ciąglym stresie i patrząc tylko na to,żeby kogoś nie urazić, tak się nie da żyć.

niedziela, 9 kwietnia 2023

Wielkanoc

Jak zobaczyłam tą grafiknę na fb, musiałam ją skopiować, bo tak właśnie się czuję od kilku lat przed świętami.
Zdaję sobie sprawę, że trzeba się przygotować duchowo i fizycznie, ale z roku na rok jest mi trudniej, tym bardziej, że tylko słyszę, żebym się nie użalała nad sobą.
A niestety nawet perfekcyjna Pani domu nie da rady sprzątać za kilka osób i tak nauczona doświadczeniem z Bożego Narodzenia, kiedy to już przed Świętami miałam dość,bo tyle było na mojej głowie, że pomimo codziennego odhaczania listy, ciągle zostawało coś do zrobienia.
Poza tym Mati cały ostatni tydzień przed Świętami siedział przed Tv i tylko słuchał, że póżniej i że nie mam czasu.
W tym roku stwierdziłam, że albo mi zaczną pomagać, albo nie będzie sprzątnięte, a Wielkanoc i tak się odbędzie.
Poza tym niestety w tygodniu poprzedzającym Święta tak mnie połamało, że ciągle na lekach przeciwbólowych jechałam i mimo chęci, niewiele byłam w stanie zrobić.
Musiałam zwolnić, odpocząć, poleżeć, a co za tym idzie pomyśleć, ze to już kolejny raz, kiedy mój organizm mówi: stop.
Co jakiś czas organizm mi wysyła sygnały, abym zadbała o siebie, abym odpoczęła, zaczęła się wysypiać.
Ból, migreny, arytmia, problemy z żołądkiem, to wszystko spowodowane jest sposobem mojego życia i jeżeli teraz nic nie zmienię, nie będzie lepiej.
Wczoraj odpuściłam, poszliśmy na spokojnie ze święconką do kościoła, ugotowałam żurek, przygotowałam ciasta z Matim, potem się bawiliśmy i wspólnie spędziliśmy czas.
Inni domownicy zaangażowali się w przygotowania i jakoś nam się udało dzisiaj siąść do śniadania Wielkanocnego i na spokojnie zjeść, porozmawiać, spędzić czas.
Korzystając z okazji, chciałam Wam życzyć wszelkich Łask Bożych od Jezusa Zmartwychwstałego, radosnych, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy.

 





 

wtorek, 17 stycznia 2023

Wizyta u chirurga onkologa

 Myślałam, że będę pisała na bieżąco,ale ten rok nabrał jeszcze większego przyśpieszenia niż poprzedni.

Więc na szybko uzupełniam, bo tutaj naprawdę niewiele pisałam.

W lipcu 2022 roku wreszcie doczekałam się na kontrolne usg piersi.

Jakież było moje zdziwienie,kiedy lekarz radiolog mówi, że jemu nie wygląda to na torbiel,a bardziej na guzek.

Zaczął porównywać z poprzednim badaniem i nawet mi pokazał, że torbiel miała zupełnie inną konsystencję.

Mówiąc szczerze trochę się załamałam, ale zapytałam i co dalej?

Powiedział,żebym skonsultowała się ze swoim ginekologiem,lub onkologiem.

Więc zapisałam się za miesiąc na wizytę, Pani doktor powiedziała, że trzeba być dobrej myśli,bo nie powiększył się,jest tej samej wielkości i szybko wyłapana zmiana konsystencji.

Skierowała mnie na mammografię na cito, którą wykonałam tydzień później, niestety musiałam czekać na wynik i opis około 3 tygodni.

Ciężkie to było,bo choć starałam się nie stresować,gdzieś tam z tyłu głowy miałam te myśli, a co jeśli?

W końcu odebrałam wynik, potwierdzający to,co było widoczne na usg.

Z wynikiem spowrotem do onkologa, Pani doktor ze względu na obciążenie rodzinne wysłała mnie do Centrum onkologii ziemi lubelskiej na konsultację.

Od razu zaznaczyła kogo ona poleca, zapisałam się na grudzień.

Lekarz konkretny, patrząc na opis mówi, że nie ma się do czego przyczepić, ale on woli osobiście zrobić swoje usg.

Poprosił mnie na badanie, podczas którego mówi: ale ten opis to jest kopiuj wklej, a nie do Pani guzka.

Mnie się nie podoba to co widzę,czy zgadza się Pani na biopsję.

Co miałam zrobić, powiedziałam: tak i myślałam, że wyznaczy mi termin za miesiąc.

A zanim się obejrzałam zrobił mi zastrzyk i pierwszą próbkę pobrał.

Ja w szoku, a on mówi, że jeszcze kilka pobierze, 2 razy jeszcze się wkłuł, pielęgniarka zrobiła opatrunek i kazał przyjechać 17 stycznia jak będzie wynik.

Widząc moją minę powiedział na odchodne: to mały guzek, będzie dobrze.

Może to głupie,ale w tym czasie usłyszałam w radio utwór,który podtrzymywał mnie na duchu, wrzucę Wam go tutaj. Może komuś się przyda?


Starałam się za dużo nie myśleć,nie analizować,ale w nocy przed wizytą nie mogłam spać i czułam stres.

Pod gabinetem było bardzo dużo osób,duszno, do tego te maseczki, zajęłam kolejkę i przeszłam na drugi korytarz usiąść.

W końcu po 3 godzinach moja kolej, Pan doktor powiedziałam, że to nowotwór niezłośliwy. Na szczęście podczas biopsji pobrany w całości,ale że jestem w grupie ryzyka,to skieruje mnie do poradni profilaktyki piersi, żebym była pod kontrolą.


Powiem Wam, że odetchnęłam z ulgą,bo człowiek w takich momentach jest ogromnie zestresowany.
A Wy bądźcie się regularnie?


czwartek, 5 stycznia 2023

Ortopeda i moje problemy z kolanem

 Słowo się rzekło,że będę częściej na blogu pisała,więc muszę słowem wstępu wyjaśnić co nieco.

We wrześniu ubiegłego roku po dosyć długim klęczeniu, kiedy próbowałam wstać, pykneło mi kolano i zabolało mnie.

Dosłownie w oczach mi spuchło i nie byłam w stanie zgiąć nogi, kolano było gorące i do wieczora tak mi spuchło,że ledwo co w spodniach się mieściło.

Pomimo oszczędzania się,było coraz gorzej, więc poszłam do rodzinnej.

Zbadała, powiedziała, że mogłam sobie coś zerwać, a że kolano jest gorące,to świadczy o stanie zapalnym.

Przepisała biofenac i skierowanie do ortopedy z zaleceniem: nie chodzić dopóki kolana nie zobaczy ortopeda.

Termin na NFZ na 5 stycznia 2023, zapisałam się, wróciłam do domu, oszczędzałam nogę,niby mniej bolało,ale nadal nie mogłam zgiąć i opuchlizna była.




Więc poszłam prywatnie do ortopedy, z jednej strony 180 zł, ale z drugiej w ramach wizyty usg kolana, lekarz ocenił, że łękotkę uszkodziłam i płyn mi się rozlał. Ściągnął płyn, zrobił zastrzyk ze sterydów w kolano i dosłownie w ciągu minuty mogłam zginać nogę.

Przepisał mi diclovit i structum na odbudowę chrząstki stawowej.

Niby jest lepiej,ale żołądek ucierpiał na tych lekach i musiałam je odstawić.

Nie jestem w stanie kucać,ani klęczeć,bo ból jest nie do zniesienia.

Wreszcie doczekałam wizyty na nfz u innego ortopedy, który podejrzewa pęknięcie torbieli w kolanie.

Dostałam skierowanie na rezonans magnetyczny i udało się dosyć szybko zapisać,bo już na 6 lutego.

Z wynikiem mam przyjść do ortopedy i zobaczymy,co dalej.

Oczywiście łatwiej mi by było i lżej,gdyby mi się udało parę kilogramów schudnąć,ale ciężko mi to zrealizować.


niedziela, 1 stycznia 2023

Postanowienia noworoczne

Ciągle sobie obiecuję, że będę systematycznie pisać. Mam w sobie dużo przemyśleń i tylko ciężko zacząć. Może w tym nowym roku się uda?

 Boże jak ten czas szybko leci,ten ostatni rok minął mi momentalnie, może dlatego, że tyle się działo.

Życzę Wam spokoju, zdrowia i pomyślności na ten Nowy Rok.

U nas końcówka roku i początek nowego mocno chorobowo, oby dalej było lepiej.

Najpierw podsumowanie poprzedniego roku i postanowień.

1. Ponownie przeczytać 52 książki w ciągu roku.

Powiem Wam, że uważam, że się udało ponieważ przeczytałam 51,5 książki.

52 książka starego roku, była też 1 książką nowego roku.

2. Wrócić do wagi dwucyfrowej, moim marzeniem jest ujrzeć 88 kg.

Tutaj totalna porażka,ale też nic nie robiłam poza gadaniem w tym kierunku.

3. Przez 30 dni z rzędu robić 10000 kroków.

Miałam doping od koleżanki Anki, w zasadzie Ani, a że razem łatwiej,to udało się.

4. Bardziej dbać o zdrowie: morfologia, cytologia, usg,rodzinny, ginekolog, dentysta, endokrynolog.

Tutaj też się badałam regularnie i jeszcze był dermatolog,potem chirurg ( wycięcie zmian skórnych). Po odebraniu wyniku usg piersi doszedł onkolog i chirurg onkolog. No i żeby już był pakiet ortopeda i gastrolog.

5. Znaleźć czas dla siebie na maseczki,peelingi, balsamy, masaże.

Początek roku był obiecujący,a potem nie pykło.

6. Przespacerować 100 km.

Tutaj nie wiem,czy mi się udało,bo padła mi w sierpniu opaska ,a miałam do sierpnia 70 km,więc tak naprawdę nie wiem.

7. Pojechać gdzieś pociągiem




Udało się. Pojechałam z Angeliką i Matim do Dęblina i zwiedzaliśmy Muzeum Sił Powietrznych.

Jak wygospodaruje więcej czasu,to w końcu o tym napiszę na blogu.

8. Wizyta w stadninie koni.

Nie udało się.

9. Wrócić do systematycznej aktywności.

Niestety przez kontuzję i problemy zdrowotne nie udało się.

10. 100 godzin w lesie.

Nie wiem,czy 2 były.

Fakt, że mam teraz dużo dalej do lasu,ale i zapał mi trochę minął.


A teraz postanowienia na nowy rok 2023:

1. Przeczytać 52 książki,w tym 10 książek tzw." literatury klasycznej", 10 z regału wstydu i 5 z kupionych .

2. Schudnąć do 85 kg dla siebie, dzieci a przede wszystkim dla zdrowia.

3. Dbać o siebie: 7 godzin snu, minimum 2 l wody, regularne badania, jakaś aktywność fizyczna. I dbać o dzieci: zapisać na potrzebne wizyty, konsultacje itd.

4. Nauczyć się robić na szydełku.

5. 45 godzin w lesie ( jak zdrowie pozwoli) lub 45 godzin tańca.

6. Wizyta w stadninie koni.

7. Znaleźć czas tylko dla siebie,30 minut dziennie, codziennie. Nawet na przysłowiowe nic nie robienie, gapienie się w sufit, taki czas tylko dla mnie, bez pytań, wołania i że ktoś coś ode mnie chce.

8. Zrobić coś szalonego np. lot balonem.

9. Częściej słuchać: innych, swojej intuicji,a co za tym idzie mniej mówić.

10. Wrócić do regularnego pisania na obu blogach.

W szczególności tutaj chciałabym wrócić do pisania dalej początków mego macierzyństwa z Matim.

Co bym sama sobie powiedziała,gdybym mogła się cofnąć do 2018 roku, mając tą wiedzę, jaką dziś dysponuję.

Co bym zmieniła i pisać o tych zwykłych , niezwykłych chwilach,kiedy Mati robi kolejny postęp.

Może dla kogoś to nic,ale ja wiem, że np pracował na to praktycznie codziennie przez 2 lata.

No i o takim zwykłym naszym życiu, że po ludzku jestem zmęczona,czasem mi nie chcę.

A czasem jak to moje córki mówią: nie wiem,czy się chwalisz,czy żalisz.

A Wy macie postanowienia?

A może robicie swoją mapę marzeń?