Nie to, żebym nie myślała, czy nie miała takich mądrości, ale cyfra naprawdę niewiele zmienia.
Dzień urodzin nie różnił się zbytnio od innej soboty, w sumie wstałam, wykonałam plan 4U i wyszłam do pracy.
W pracy jak to w sobotę ani się obejrzałam, jak minął czas od 10ej do 18ej.
Sporo zajęć miałam, więc bardzo szybko minęła mi ta sobota, po pracy spacerkiem poszłam na rekolekcje.
Powiem Wam, że już wiosna się zbliża, pomijając fakt, że jest coraz cieplej, to jak wyszłam z pracy było ciemno, ale nie tak całkiem ciemno, jak w nocy tylko robiło się ciemno.
A w zimie już po 15ej ciemno jest, więc dzień zdecydowanie jest dłuższy.
Całkiem przyjemnie mi się spacerowało, a po rekolekcjach wróciłam do domu i niespodzianka, dzieciaki mi zaśpiewały Sto lat i dostałam własnoręcznie przez Darię upieczony tort.
Byłam w niezłym szoku, bo nie spodziewałam się, rano dostałam przed pracą część prezentów, między innymi mężuś mi dał prezent rano, bo szedł na noc do pracy i mijaliśmy się.
Ale wieczorem też dostałam prezenty.
W tygodniu przed urodzinami przyszły prezenty od przyjaciół, karteczki, inne dowody pamięci.
Dziękuję Wam wszystkim serdecznie za pamięć, życzenia, za dobre słowo, drobiazgi, za niespodzianki i za to, że jesteście.
Nie będę wymieniać, aby nikogo nie faworyzować, albo o kimś nie zapomnieć, aby się nie czuł pominięty.
Niektóre prezenty są ze mną w pracy, inne stale mi towarzyszą.
Ten kubeczek świetnie się sprawdza w mojej pracy, do 2 godzin utrzymuje ciepło, a to u mnie bardzo ważne, bo do tej pory wiecznie piłam lodowatą herbatę, albo ledwo ciepłą.
Dzieciaki mają pomysły, zamiast świeczek t-lighty :)
Wieczorem posiedziałam sobie w wannie, wygrzałam stare kości( hahahaha) i poczytałam książkę i tak minęły kolejne moje urodziny.
Nadal jestem nieco postrzelona, brakuje mi cierpliwości i ciągle gdzieś pędzę, choć może wypadało by zachowywać się stosownie do wieku, ale ja nie potrafię.
Wolę cieszyć się z każdego dnia, robić czasem głupie lub niepotrzebne rzeczy, które kogoś lub mnie uszczęśliwią, ale najbardziej wiecie co lubię?
Ten moment, kiedy sobie siadamy całą rodzinką i gadamy o wszystkim i o niczym, o tym jak minął dzień, co fajnego wiedzieliśmy, przezyliśmy, jakich spotkaliśmy ludzi, jaką książkę warto przeczytać, albo właśnie nie warto.
Czasem podczas takich rozmów ponosi nas wyobraźnia i marzymy sobie o dalekich krajach, o różnych rzeczach, które są do zrealizowania, jeżeli naprawdę będziemy bardzo tego chcieli.
Podobno życie zaczyna się po 40tce, więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać.
A może nie będę czekała, tylko już teraz zacznę realizować to, o czym marzę...
Może by tak wrócić do pisania....
W głowie kiełkuje mi pewien plan, ale napiszę o tym w odpowiedniej chwili.
Zostawiam Was z moimi wspomnieniami sprzed 2 lat :P
Szybko zleciało. A dzieci coraz większe. Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńMasz rację, dzieci coraz większe, w sercu ciągle maj :)
UsuńDużo rzeczy zaczyna się po 40, trzeba dążyć do spełniania marzeń, wyciągnąć do nich ręce. Ja w twoim wieku założyłam firmę, skoczyłam na linie, nie wiedząc co przyniesie życie. To była dobra decyzja, choć praca u siebie jest dużo trudniejsza niż u kogoś. Poświęcasz się temu całkowicie. Ale nie żałuję. Marzenia nas nakręcają, z perspektywy czasu wiem, że nie warto się tak śpieszyć. Prezent dla Ciebie czeka, aż znajdę chwilę między pracą, rehabilitacją i remontem, aby Ci go dać. Ale czeka. Buziaki i wszystkiego najwspanialszego.
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie za prezent i pamięć :)
Usuń