Długo zastanawiałam się, czy na blogu napisać o dziecku utraconym? jak to zrobić, abym mogła z siebie wyrzucić pewne skumulowane emocje, a jednocześnie kogoś nie urazić.
Przede wszystkim nie piszę , dlatego, żeby kogoś postawić w trudnej sytuacji, piszę o Dniu Dziecka Utraconego dlatego, że w tym roku i mnie ten dzień dotyczy.
Kiedy czytałam wpisy innych " aniołkowych mam" współczułam im, zastanawiałam się, jak one mogą normalnie żyć? jak sobie radzą?
Ale po ludzku głupio mi było pytać, nie wiedziałam, czy ktoś mnie nie odbierze jako nachalnej osoby, która wchodzi z buciorami w czyjeś życie.
Jeżeli mój wpis pomoże choć jednej Mamie po stracie, to warto było.
Dołączyłam do " aniołkowych mam" w czerwcu, kiedy okazało się, że moja 7 tygodniowa ciąża się nie rozwija, a stan w jakim się znalazłam zagraża mojemu życiu.
Nie chcę pisać o szpitalu, o tym, że nic nie wiedziałam, nie było wsparcia psychologa, lekarze nic nie mówili, tylko rzucali jakieś dziwne hasła.
Jedynie przed samą narkozą przyszedł " ludzki" lekarz, jako jedyny zapytał: jak się czuję?
Wytłumaczył mi wiele.
W szpitalu jeszcze się trzymałam, a w drodze do domu płacz, w domu przez kilka dni nie mogłam się odnaleźć.
Pustka pomimo domu pełnego ludzi, smutek, żal, cierpienie fizyczne i psychiczne.
Gdyby nie wiara, mąż i dzieci, to nie wiem, jak bym przez to przeszła.
Głównie spałam i leżałam i wtedy pomogły mi książki O. Adama Szustaka, córka mi je przyniosła do szpitala i żeby zająć czymś głowę przeczytałam :" Osioł w raju" polecam,a druga to " Ewangelia dla nienormalnych" .
Pomogło mi też forum o poronieniu, gdzie znalazłam potrzebne mi informacje, poczytalam historię innych, podzieliłam się swoją historią.
Jakby ktoś szukał, to podaję namiary na forum https://www.poronienie.pl/forum/index.php
Poznałam dziewczyny takie jak ja, po stracie pomimo tego, że się oszczędzałyśmy starałyśmy itd.
Dotarło do mnie, że to nie moja wina, że po prostu tak bywa, że w dzisiejszych czasach, 10-20 % ciąż kończy się poronieniem.
Nie ma znaczenia, czy masz 20 czy 40 lat, czy się oszczędzasz, czy dźwigasz ciężary, czy stosujesz dietę bezglutenową, czy nie.
Po prostu spotyka to niektóre kobiety, tylko niestety jest to temat tabu, nie umiemy o tym rozmawiać, nie wiemy, jak się zachować, jak reagować, kiedy spotyka to kogoś w naszym otoczeniu.
Nawet nam jest ciężko powiedzieć naszym bliskim, choć czasem bardziej nas zrozumie obca osoba, niż ktoś z rodziny.
Ja też nie wszystkim powiedziałam, bo bałam się ich reakcji, oceniania, analiz.
Napiszę Wam też, jakie miałam najgorsze słowa pocieszenia:
1.weź nie becz( usłyszałam 2 godziny po stracie ) masz dla kogo żyć, masz troje dzieci, widocznie było chore
To wszystko powiedziała mi osoba bardzo bliska, z rodziny.
Tyle, że poronienie to strata i jak każda strata niesie za sobą ból i łzy i człowiek musi po prostu przeżyć etap żalu i smutku. Lekarze nawet mówią, aby kobietom po stracie pozwolić na czas żałoby.
Poza tym ja nie chciałam się zabijać, ani nie myślałam o śmierci, więc po co takie teksty.
Mam troje dzieci...
Mam troje dzieci tutaj i jedno tam, mam nadzieję, że poznamy się kiedyś.
Czy było chore?
Może i było, ale to mnie nie pociesza
2 przecież to nie było dziecko, więc co przeżywasz
dla mnie to było moje dziecko, które pokochałam
3. Będziesz jeszcze miała dzieci
Może będę miała, a może nie, ale każda mama, która planuje i dowie się o ciąży zaczyna się cieszyć, snuć plany, kochać tego maluszka i chciałaby urodzić zdrowe dziecko i przytulić.
Nawet, jeżeli będę miała jeszcze dziecko, to chciałabym przytulić tamto dziecko, zobaczyć, jak wygląda, poczuć uścisk paluszków na kciuku, spojrzeć w oczy...
Czasem lepiej po prostu w takich momentach być obok, pozwolić się wypłakać, wykrzyczeć, przytulić. Nie mówić nic, pomilczeć wspólnie.
Pomogły mi pogadanki Ojca Adasia, zwłaszcza jego mega cytaty
Dziś byłam na specjalnej Mszy
Atmosfera bardzo przyjazna, po Mszy kupiłam 2 książki, które mam nadzieję, że też mi pomogą.
Staram się normalnie żyć, choć w takie dni jak ten jest mi ciężko, tęsknię za tym moim malutkiem, zastanawiam się, jak by to było, bo byłabym już w 24 tygodniu, ale wierzę w to, że to jest wszystko większy plan, którego sens kiedyś poznam.
Dla mojego Maluszka
Nosiłam Cię 49 dni
A każdy z nich był wyjątkowy
Mówiłam Ci, co dzień, jak piękny świat jest
O tym, że liczy się każdy drobny gest
O ludziach, których spotykam
O tym, jaka gra muzyka
Jak bardzo Cię wszyscy kochamy
Jak mocno na Ciebie czekamy
Tak bardzo bym chciała zobaczyć Cię
Pocałować w nosek mówiąc: Kocham Cię
Zastanawiam się, jaki byś był
Gdybyś z nami tutaj pozostał i żył
Snułam przed Tobą marzenia,
teraz zostały tylko wspomnienia...
Na koniec zostawiam Was z utworem Luxtorpedy "44 dni"
Dokładnie wiem co czujesz, przeżywasz i myślisz, wiele z nas to przechodzi, często w milczeniu a otoczenie nie ma nawet pojęcia co się dzieje z Tobą od wewnątrz. Nie każdy potrafi o tym mówić, otworzyć się. Moje maleństwo miało 60 dni zanim serduszko przestało bić a dowiedzieliśmy się o tym dopiero na usg w 12 tygodniu żyjąc w kompletnej nieświadomości przez prawie 4 tygodnie! Całe szczęście że nie wdało się zakażenie. Moja dzidzia miałaby teraz półtora roczku. Zostało nam tylko wspomnienie, zdjęcie usg 6 tygodnia - serduszko biło wtedy jak szalone a fasolka była najlepiej widocznym, zdrowym okazem tego dnia na usg. Nie wiemy co się stało, ale nasze dzieciątko zostanie w naszej pamięci do końca. Modlitwa, bliskość drugiej osoby pomaga w bólu.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci straty i przytulam wirtualnie
UsuńCóż powiedzieć Maju...Strasznie mi przykro..❤
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu
OdpowiedzUsuń