Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 kwietnia 2017

Chata- książka i film

Po książkę sięgnęłam w marcu, w sumie to słyszałam, że jest fajna inna niż większość książek, a poza tym w marcu miała wejść ekranizacja książki,
Ja mam takie skrzywienie,  że zanim obejrzę ekranizację, wolę przeczytać i tak sięgnęłam po tą książkę.
Zawsze mam problem z opisaniem książki komuś, kto jej nie czytał, aby nie zdradzić za dużo, a jednocześnie powiedzieć kilka słów.
Niestety kilka osób jak mi zaczęło opowiadać, o czym jest dana książka łącznie z końcem to mnie tylko zniechęciło do przeczytania.
Książka opowiada o tragicznych wydarzeniach dotyczących pewnej rodziny.
Przez te wydarzenia rodzina żyje razem a jednak osobno, oddalają się od siebie, nie potrafią szczerze ze sobą porozmawiać i pozostają niewyjaśnione sprawy.
Pewnego dnia główny bohater książki Mackenzie dostaje list, swoiste zaproszenie do Chaty, z którą się wiążą najgorsze wspomnienia.
List od kogo? Po co napisany? żeby go sprowokować? zdołować?czy ktoś sobie z niego żartuje? a może ktoś chce mu pomóc? ale kto i jaki ma w tym cel?
Ciekawość ludzka bierze górę nad rozsądkiem i Mac postanawia się dowiedzieć, co się za tym kryje?

Nie zdradzę Wam więcej, bo już bym za dużo powiedziała.
Tutaj piękny cytat 
Na film poszłam w Wielki Piątek 14 kwietnia, film w 3/4 zgodny z książką, niesamowity.
Przepiękne widoki, pokazane wiara, nadzieja, miłość, radość i cierpienie, świetna gra aktorska, śmiech i łzy.
Jak ktoś nie czytał, zachęcam, jak ktoś nie widział, polecam 

niedziela, 16 kwietnia 2017

Wielkanoc :)

Jakoś w tym roku szczególnie nie spinałam się z przygotowaniami na Święta, doszłam do wniosku, że na co dzień na bieżąco się sprząta, pierze, gotuje, a okna 2 tygodnie wcześniej umyte, to bez przesady.
Ważne, aby dobrze przeżyć ten czas duchowo, aby znaleźć czas na to, co ważne.
Wiadomo, że zaplanowałam, co zrobię, dzieciaki mi pomogły w przygotowaniu potraw i ozdobieniu świątecznie domu.
Fajnie tak przygotowywać się wspólnie, całą rodziną, razem pójść do kościoła, ogarnąć, zrobić zakupy i razem zasiąść do stołu.
W Wielki Piątek był czas i na modlitwę, zadumę, potem poszliśmy do kina na piękny film : "Chata" o którym napiszę w oddzielnym poście.
Następnie wspólna droga krzyżowa, czuwanie...
Wczoraj święcenie pokarmów i wspólne przygotowanie potraw na dziś, a potem gry planszowe, które uwielbiamy.
Wielkanocny poranek rozpoczęty w kościele i ta radość ze  Zmartwychwstania i piękna pieśń

, wspólne śniadanie, kolejna gra planszowa i fajny film z Jimem Careyem Bruce Wszechmogący.
To jeden z tych filmów, które mogę oglądać często i lubię do nich wracać a mi się nie nudzi.
Wspólne rozmowy przy stole i kolejny super film z wytwórni Walta Disneya Piękna i bestia, wersja rysunkowa :)
Po nim poszliśmy na cmentarz, a teraz przyszedł czas, aby napisać na blogu, bo ostatnio bardzo rzadko tutaj się pojawiam, niewiele piszę.

Chciałabym Wam życzyć rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy
Abyście znaleźli czas dla siebie, tak bardzo nam potrzebny czas, aby wszystko sobie poukładać i przepracować.
Abyście spotkali się z kochanymi ludźmi, mieli odwagę prosić o wybaczenie i wybaczyć.
Aby nie zabrakło Wam czasu dla tych, na których Wam najbardziej zależy.
Spędźcie ten czas , jak potraficie najlepiej.
Dużo miłości, spokoju i zrozumienia.
Wesołego Alleluja!

niedziela, 9 kwietnia 2017

EDK 2017- Ekstremalna Droga Krzyżowa

Słyszałam już o tym jakiś czas temu, czytałam o innych ludziach, którzy w różnych rejonach Polski przebyli tą drogę w ubiegłych latach.
Pomyślałam w pierwszej chwili, to nie dla mnie, ledwo doszłam na pielgrzymce te 25km ,a tutaj mają być odcinki przez las, po nocy, ponad 40km, nie dam rady.
Jednak czasem to, że się przed czymś bronimy, nie znaczy, że nie chcemy spróbować.
Chciałam spróbować dla samej siebie, czy dam radę, czy mój organizm nie zawiedzie, a przede wszystkim przekonać się, co w tym takiego fajnego iść przez kilka- kilkanaście godzin w ciszy, w nocy. Jaki w tym wszystkim sens?
Zdjęć w zasadzie zrobiłam tylko kilka, bo bardziej skupiałam się na duchowym przeżyciu, dlatego zdjęcia głównie dzięki uprzejmości Dominiki K. i Pana Stanisława Widza.
Drogę rozpoczęłam Mszą w kościele garnizonowym




Przed kościołem I stacja, rozważania, bardzo mocne słowa, a potem wyjęliśmy opis trasy i wyruszyliśmy przez las.
Drogę oświetlały nam przez jakiś czas latarnie,a potem polegaliśmy już na latarkach.
Dotarliśmy do kolejnej stacji, przeczytaliśmy rozważania i miałam w głowie mnóstwo różnych myśli, pytań,swoich własnych wniosków.
W miarę upływu czasu człowiek coraz bardziej zmęczony,  idzie dalej pod górę po piachu i ta myśl; Czy tak Jezus szedł przez pustynię? Czy było mu tak ciężko?
Zdaje się, że idę ale jakoś wolniej i oddech głośny, a tak jakby obok szedł On, ramię w ramie...
 Latarka rozjaśnia mrok i widzę obłoki mojego oddechu i dociera do mnie, że w nocy jest naprawdę zimno.
Kolejna stacja i już nie siadam gdzieś, przykucam, tylko po prostu upadam. Upadam na kolana i po rozważaniach nie mogę wstać i myślę sobie, nie dam rady, a może zrezygnować?
A może wrócić do ciepłego mieszkania i pójść spać?
I zaczynam się modlić o siłę i czuję jak ta siła skądś przychodzi i powstaję, jakby On mnie podniósł i idę dalej.
Niby idziemy w małej grupce, a każde z nas jakby samo, ze swoimi problemami, ze swym krzyżem tym fizycznie i namacalnie niesionym i tym niewidocznym,  krzyżem , jaki mamy w życiu.
Każdy z nas stara się jak może go podnieść, przejść przez problemy, znaleźć drogę.
Około 4ej walczę z chłodem, trzęsie mnie z zimna, szukamy kolejnej stacji, ale chyba wszystkim już zmęczenie daje się we znaki, bo w zasadzie nie wiemy, gdzie mamy skręcić.
W rezultacie skręcamy w jakąś polną drogę i idziemy i w pewnym momencie może po jakichś 2 km dociera do nas, że to nie ta droga.
Włączamy aplikację, aby upewnić się, gdzie jesteśmy i okazuje się, że zeszliśmy z trasy.
Próbujemy znaleźć właściwą ścieżkę, ale wydaje mi się, że wszystkie drogi prowadzą donikąd.
Zamiast paniki , stresu, nerwów odnajduję  słowa:" Chociażbym chodził ciemną doliną zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną"i wiem, że Bóg mnie nie zostawi w potrzebie.
Idziemy i po jakimś czasie w oddali widzimy światła kościoła, naszej kolejnej -X stacji.



Wstaje nowy dzień, a my idziemy dalej.
Kiedy zakładam swój plecak ból w ramieniu mnie tak przeszywa, że na moment brakuje mi tchu i ta myśl: Boże ile przeze mnie musiałeś cierpieć, jak Ciebie bolało.
Kolejna stacja i  skrajne emocje: radość i wdzięczność, że dotarliśmy do kolejnej, bezradność wobec tego, jaka jestem słaba i smutek, że On przeze mnie musiał dużo więcej znieść...











Choć było ciężko, wiele razy myślałam o tym, aby zrezygnować, albo zawrócić to jednak przeszłam ponad 40 km,po raz pierwszy czułam się tak blisko Boga.
To niesamowite przeżycie, wiele mi się poukładało w głowie i zmieniłam podejście do pewnych spraw.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Spacer przez 2 mosty

Korzystając z wolnego dnia postanowiłam pójść na spacer, kwiecień nas przywitał typowo letnią pogodą.
Słońce i prawie 20 stopni ciepła, a w południe nawet cieplej, to aż żal było w domu siedzieć i nie korzystać z pogody.
Choć  było zachmurzone i w sumie nie wiedziałam, czy się nie rozpada postanowiłam zaryzykować.
I tak poszłam sobie na stary most,  z którym mam tyle wspomnień, pamiętam, jak jeździłam przez niego do szkoły średniej, jak go remontowali i szło się jedną stroną, a dookoła widać było dziury, prześwity  i wodę.
Jak z koleżankami urządzałyśmy sobie wyścigi na tym moście, jak się chodziło na dyskoteki po drugiej stronie Wisły...
Bardzo dużo mam wspomnień związanych ze starym mostem, więc sobie szłam, wspominałam, robiłam zdjęcia.




Jak już przeszłam most, to sobie skręciłam i stwierdziłam, że pójdę i zobaczę, jak wyglądają wieżowce z drugiej strony Wisły



 A kiedy poszłam w kierunku wału, aby dalej pospacerować natknęłam się na takiego ślicznego konika
 Konik jak przechodziłam tylko podniósł łepek i się na mnie spojrzał, a kiedy przeszłam powrócił do zajadania trawy
Tak mi się dobrze szło, miałam czas zebrać myśli i cieszyć się śpiewem ptaków i pięknem przyrody i zupełnie nie wiem, kiedy doszłam do drugiego mostu





Wracając na nowy moście nieźle wiało, ale dotarłam do domu naładowana pozytywną energią, słońcem i dotleniona.
Muszę częściej spacerować, bo dobrze na mnie wpływają takie spacery:)