Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 sierpnia 2015

Zwiedzam Lublin część I

Miałam napisać o tym pięknym mieście już jakiś czas temu, ale jak to wakacje, człowiek żyje na innych obrotach i tak nie było okazji.
Jak widzicie po tytule zamierzam kontynuować ten temat, bo za jednym razem nie da się wszystkiego obejrzeć, bo ja nie lubię czegoś robić " po łebkach" tylko albo dokładnie, albo wcale.
Dlatego na początek wybrałam 3 miejsca, które moim zdaniem są warte obejrzenia.
Jako pierwsze wybrałam Archikatedrę Lubelską Św. Jana Chrzciciela i Św, Jana Ewangelisty.
Niestety w środku nie wolno robić zdjęć, jest zakaz, dlatego nie zrobiłam niestety  :(
Ale musicie mi uwierzyć na słowo, że Katedra jest przepiękna, złoceniami zdobiona, posiada wiele bocznych ołtarzy, jeden wielki główny, oraz cudowny obraz " Matki Boskiej Płaczącej" , jak ktoś chce przeczytać historię to podaję link http://www.archikatedra.kuria.lublin.pl
Do Katedry można przyjechać każdego dnia i zwiedzać poza czasem nabożeństw, które są umieszczone na stronie.
 Choć na stronie nie znalazłam informacji na temat godzin zwiedzania Zakrystii Akustycznej, to tego dnia Sala Akustyczna była otwarta od godziny 13ej.
Wstęp do sali akustycznej, skarbca i krypt 4zł dorośli, 3 zł młodzież, bez krypt o złotówkę taniej na bilecie.
Do sali akustycznej należy od głównego wejścia iść cały czas prawym wejściem.
Natomiast po lewej stronie od ołtarza głównego znajduje się cudowny Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, która zapłakała, pozwolę sobie skopiować ten fragment historii

3 lipca 1949 roku to była niedziela. Diecezję obejmował właśnie nowy biskup Piotr Kława. Po południu około godziny 16.00 przed obrazem jak zwykle modlili się ludzie. Wtedy to siostra zakonna Barbara Sadowska zauważyła zmiany na twarzy Matki Bożej. Pod prawym okiem Maryi widoczna była łza. Zawiadomiła o tym kościelnego Józefa Wójtowicza, który wspomina „Myślałem sobie, że się babom przewidziało i poszedłem sam. Zobaczyłem, że tak jest. Wróciłem do zakrystii i powiedziałem o wszystkim ks. Malcowi”. Inne osoby w katedrze także zauważyły zjawisko. Zaczęto się głośno modlić. Wieść o łzach na obrazie lotem błyskawicy rozeszła się po mieście. Ze wszystkich stron nadciągali ludzie, tak, że wieczorem nie można było zamknąć kościoła ze względu na napływający tłum.

Zaraz obok Katedry znajduje się Wieża Trynitarska , na którą prowadzi 207 schodów, ale na każdej kondygnacji jest mnóstwo eksponatów do obejrzenia .
7zł bilet normalny, 5zł bilet ulgowy, więcej informacji tutaj http://nickt.pl/lublin-wieza-trynitarska/

Taki wspaniały dzwon Maria znajduje się w drodze na sam szczyt 

Na samej górze widok na całą panoramę Lublina, naprawdę warto.
Wybierając się na wycieczkę nie zapomnijmy o wzięciu ze sobą prowiantu, tutaj akurat pomidorki będą polane jogurtem, choć kiedyś też pokażę Wam miejsca w Lublinie, gdzie warto zjeść.
Przez bramę przechodzimy starym miastem w kierunku zamku, Stare Miasto zwiedzimy innym razem, bo tego dnia był taki upał, że odpuściliśmy sobie.


Już widać Zamek Lubelski:)
http://muzeumlubelskie.pl


Akurat w czwartki w sierpniu wstęp był bezpłatny na stałe wystawy, ale warto też obejrzeć studnię i plac zamkowy, który jest po prostu niesamowity.




Stamtąd poszliśmy zwiedzać Zamek, w którym mnóstwo wystaw, od prehistorycznych do chwili obecnej, piękne malarstwo, wystawa broni
Taki Wojowniczy Pan mnie bronił


Daria słucha historii, wystawa jest częściowo multimedialna, nie będę Wam wszystkiego pokazywała, bo zrobiłam ponad 300 zdjęć, a poza tym musicie to sami na własne oczy obejrzeć, pokaże Wam to, co mnie się bardzo podobało.

 Jak zwykle zegary
Taki świecznik bym mogła mieć

Niesamowita suknia, działo sztuki


Sprawdzałyśmy, jak byśmy się prezentowały w takim pięknym lustrze

Były też warsztaty rękodzieła i można się było uczyć z Panem różnych fajnych słomianych zawieszek i ozdób robić


Jest też Kaplica Trójcy Świętej, do której można wejść co 30 minut.
Wracając szliśmy tymi samymi schodami w kierunku starego miasta, a tutaj taka sentencja
z Pana Cogito

Do następnego razu.


piątek, 28 sierpnia 2015

Wizyta u specjalisty

Wahałam się, czy to odpowiednie miejsce, aby o tym napisać, ale może to będzie przestrogą dla innych.
Od jakiegoś czasu mam nierównoznaczne objawy od mojego organizmu, nie pisałam o tym, bo nie lubię się żalić.
Jest to dla mnie męczące, gdyż do tej pory prowadziłam bardzo aktywny tryb życia, a tu pewnego dnia zmęczenie, ból i zawroty głowy i wszechogarniająca niemoc.
Poszłam do lekarza pierwszego kontaktu, no może to z powodu pogody? a nie schudłam ostatnio?
- rok temu schudłam , od roku ani grama.
-hmmm, pewnie Pani ma anemię, bo  ma Pani tendencję.Albo może zły poziom glukozy, może tarczyca, albo problem natury laryngologicznej.
Badania zrobione, owszem lekka anemia, ale do niczego więcej się nie można przyczepić.
A anemię mam odkąd pamiętam i nie przeszkadzało mi to w wykonywaniu ćwiczeń, czy chodzeniu na siłownię itd.
Dostałam skierowanie do specjalisty, czekałam 2 mce na wizytę ( to i tak niewiele, bo do niektórych lekarzy już w lutym nie było miejsc do końca roku).
W końcu nadszedł dzień wizyty, przed gabinetem starsi ludzie, jedni narzekają inni marudzą, czekają.
A ja nie cierpię chodzić do lekarza, czekać przed gabinetem, gdzie odbywają się licytacje, kto za kim, a kto bez kolejki i dlaczego.
Ale poszłam z nadzieją, że dowiem się w końcu, dlaczego czuję się jak się czuję.
Wchodzę do gabinetu w miarę energicznie, słyszę :
- z czym Pani do mnie przyszła
- z bólem głowy, zmęczeniem, zawrotami
- proszę Panią jest lato, każdy tak się czuje
-Pani doktor, do tej pory prowadziłam aktywny tryb życia, a teraz budzę się już zmęczona, a po 10 minutach ćwiczeń jestem tak spocona jakbym spod prysznica wyszła.
-Proszę Pani, a ile ma Pani lat
- 37
-ooo, to już 4 krzyżyk, to trzeba zwolnić, zachowywać się stosownie do swojego wieku
Kazała mi zamknąć oczy wyciągnąć ręce przed siebie, dotknąć nosa, stanąć na jednej nodze, drugiej, czułam się jak idiotka.
A Lekarka mówi: wszystko w porządku
-Ale dlaczego tak się czuje?
-proszę Pani to normalne w Pani wieku ( szczerze to poczułam się jakbym miała ze 100 lat)
-pani doktor, ale mnie w nocy drętwieją ręce
-  to normalne, bo jak Pani pracuje to potem Pani drętwieją, należy zwolnić w tym wieku(czyli co? mam się położyć i czekać, aż mnie łopatą przyklepią?)
A potem usłyszałam:
- Niech Pani przyjdzie, jak się będzie Pani w głowie kręciło.
Wzięła mnie za jakąś przewrażliwioną idiotkę, tak się wkurzyłam, że szok.
Ja nie chodzę do lekarza bez potrzeby, nie chcę leków, ale chcę wiedzieć, dlaczego tak się czuję.
Dwa dni się oszczędzałam, ale to bez sensu, teraz ćwiczę ile mogę, nie tyle, co kiedyś, ale choć godzinkę.
Niestety muszę wziąć nowe skierowanie i pójść do innego specjalisty, który mnie potraktuje poważnie, zrobi np rtg kręgosłupa szyjnego, a nie mnie zbędzie moim wiekiem.
Nie czuję się stara, a znam kobiety po 40tce, 50tce, które lepiej ode mnie wyglądają, lepszą mają kondycję i uważam, że wiek nie ma tutaj nic do rzeczy.
Dodałam fotki śmieszne z netu, bo teraz z perspektywy czasu śmiać mi się chce, jak sobie wyobrażę, jak idiotycznie musiałam wyglądać stojąc na jednej nodze z zamkniętymi oczami.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Budyń z kaszy jaglanej z owocami

Zainspirowała mnie Aga z forum jestemfit, za jej zgodą publikuję tutaj przepis na zdrowy deser.
Co prawda ona wykorzystała miękkie owoce( maliny, jagody) ale ja w niedzielę takich nie dostałam, więc zmodyfikowałam przepis.
Składniki:
1-1,5 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej ( ja ugotowałam 200g)
200ml mleka (ja daję bez laktozy)
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 łyżeczka miodu
świeże lub mrożone owoce( ja miałam 2 banany i 2 nektarynki)
Otręby, opcjonalnie jak ktoś nie lubi otrębów płatki corn flakes bezglutenowe
Kaszę jaglaną przelewamy zimną wodą i gotujemy przez 15 minut wg przepisu, nie solimy( choć ja posoliłam szczyptę.

Następnie do kaszy dolewamy mleko i na małym ogniu gotujemy 3 minuty, studzimy

Dodajemy cukier waniliowy i miód i blendujemy, czekamy, aż wystygnie
 następnie do pucharków lub szklanek nakładamy otręby, owoce, budyń, otręby, owoce i budyń, ja nie mogłam się doczekać, więc troszkę za ciepły budyń dałam, więc się lekko rozpłynął.

Wersja z otrębami


 Wersja z corn flakesami


sobota, 22 sierpnia 2015

Spodnie New Look i wycieczka do Kazimierza Dolnego

O Kazimierzu chciałam Wam już jakiś czas temu napisać, ale jakoś nie było okazji.Choć jestem w tym małym miasteczku średnio raz w roku, ciągle odkrywam w nim coś nowego.
W zeszłym roku po raz pierwszy byłam w słynnym wąwozie korzeniowym, do którego drogę musiałam znaleźć, bo okoliczni taksówkarze nie chcą zdradzić tajemnicy, mogą co najwyżej zawieźć nas na miejsce, albo możemy się tam dostać słynnymi Melexami, które jeżdzą po całym Kazimierzu i pokazują najważniejsze zabytki i miejsca.
Koszt takiej przejażdzki Melexem, to od 5 do 10zł/ osobę.
W zeszłym roku sami dotarliśmy do wąwozu i choć wejście było trudne, ale warto było.
Jak następnym razem tam się wybiorę zamieszczę Wam fotorelację.
Kazimierz jest malowniczym miasteczkiem pełnym artystów, malarzy, ma swój niepowtarzalny klimat, choć zamieszkuje go niespełna 3500 osób.
Miasto jest oddalone od Puław o 14km, więc większość osób chcąc nie chcąc przejeżdza przez Puławy, a rzadko kto zdaje sobie z tego sprawę, że i w Puławach jest wiele miejsc godnych zobaczenia.
Jako rodowita Puławianka i lokalna patriotka ubolewam na tym faktem, że się omija Puławy szerokim łukiem.
Ale wracając do tematu, tym razem wybrałam się do Kazimierza rowerami, ścieżką rowerową biegnącą obok wału.
Co prawda w pewnym momencie trzeba zjechać na wąską i ruchliwą jezdnię, ale to dosłownie 3km, a tak to się jedzie spokojnie, a widoki takie.
Jedzie się równym tempem ,ale brakuje mi na ścieżce choć jednej ławeczki, czy miejsca na przystanek, aby spokojnie się zatrzymać i np wody napić i kosza na śmieci mi też brakuje, bo np z butelką po wodzie jechaliśmy 6km,żeby ją wyrzucić.
Tutaj zrobiłyśmy sobie Selfie na przystanku w Bochotnicy :)


Schodząc z wału w jakąkolwiek uliczkę napotykamy liczne stragany i kramy z wyrobami ręcznymi, pamiątkami itd.
Tutaj na pierwszym planie chleb wiejski i chleb ze smalcem koszt takiego przysmaku 4zł.
Jeżeli chodzi o kartki pocztowe, widokówki to największy wybór i najtańsze są na pobliskiej poczcie, skąd wysłałam kilka liścików do Was :)
Głównym miejscem w Kazimierzu zasługującym na uwagę i wspomnienie jest rynek, wokół którego jest mnóstwo restauracji, barów i sklepików pamiątkowych.
Sam rynek to piękne kamienice, niesamowity klimat.

Tutaj słynna studnia zasłonięta częściowo przez kramy z oscypkami i innymi regionalnymi serami.
A naprzeciwko widać na wzgórzu Kościół Fara pw. Świętego Jana Chrzciciela i Świętego Bartłomieja Apostoła, w którym są jedne z najstarszych organów kościelnych

Schodząc w dół do ulicy przechodzę prze uroczy mostek

Z tyłu za mną Góra Trzech Krzyży, na którą się wybiorę innym razem, napiszę też przy okazji


Przechodzimy do Piekarni Sarzyńskiego, gdzie można zrobić sobie niezapomniane zdjęcia na Kogucie i kupić słynnego koguta kazimierskiego za 6zł.
Wróciliśmy na rynek podziwiać okolicznych artystów, oraz zjeść całkiem przyzwoite gofry z owocami( ja miałam swoje owocki w torbie )
Tutaj kolaż ze zdjęć, po lewo lata 80te z moją Mamą idę, a po prawo Daria ze mną :)





Z Darią schodzimy po schodach na targ, na którym jest przysłowiowe mydło i powidło, rękodzieło, smażone ryby, mrożone sorbety, mnóstwo pamiątek i biżuterii.


Przepiękna robota

Daria ogląda szklane serduszka po 15zł za sztukę i różne inne ciekawe rzeczy.


Postanowiliśmy też sprawdzić poziom Wisły, jak widać, jest dosyć niski.

Ale statki pływają, nie daleko, bo pełno wysepek i mielizny, lecz jakoś dają radę.



I znów na ryneczku, a za nami Czarownica, czy to posąg, czy żywa istota?


A kiedy wrzucasz pieniążka okazuje się, że Czarownica ożywa, wita się, można z nią zrobić zdjęcie.

Następnie obdarowuje cukierkiem i robi pieczątkę na ręce.

W drodze powrotnej znalazłyśmy jedzonko dla Kłapouchego :)

I piękne kwiatuszki.
Przejechane ponad 30km, spalone 1300 kalorii :)