Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lipca 2015

Wdzięczna jestem

Człowiek uczy się całe życie, życie go zmienia, kształtuje, modyfikuje jego plany.
Choć będąc dzieckiem marzymy by być dorosłymi, a będąc nimi czasem życie nas tak przygniata( obowiązki, praca, zwykła szara rzeczywistość) że chętnie byśmy wrócili pod skrzydła rodziców,  żeby nas ktoś przytulił, wysłuchał, za nas podjął decyzję.
Aby nie trzeba było się zastanawiać, kombinować, myśleć, tylko żyć sobie beztrosko.
Jednak staram się  każdego dnia dostrzegać plusy, nawet tam, gdzie ktoś mi mówi, że ich nie ma.
Może jestem niepoprawną optymistką, może mam za duże serce.??
Wielokrotnie słyszałam, że kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardy tyłek, bo życie nie raz go kopnie.
Choć niektórzy mi zarzucają, że się nie zmieniam, ja zmieniam się każdego dnia, ale patrzę nadal na świat przez tzw. "różowe okulary".
Owszem mam też upadki, smutki, niepowodzenia, chwilę zwątpienia, ale nie rozpamiętuję ciągle tego, co było źle, nie narzekam, że mnie tam boli,a tutaj strzyka( choć czasem ból mnie budzi) ale kogo to obchodzi?
Po co się żalić?
Czy to zlikwiduje migrenowe bóle głowy?
Owszem czasem człowiekowi zrobi się lżej, ale nie jestem typem osoby, która co dzień zamęcza wszystkich w koło swoimi problemami.
Jestem typem gaduły, która się chce podzielić swoim życiem, pasjami, tym co lubię robić, tym, co mi sprawia trudność.
Podobno z tym hasłem są kubeczki, ba nawet t-shirty.
Pewnie sobie taki sprawię.
Ostatnio czytam świetną książkę, nie jest to lekka lektura
Chustka, to książka z bloga Joanny, kobiety, która dowiaduje się o chorobie i z myślą o swoich najbliższych pisze bloga o chorobie, zmaganiach z nią, ale  i myślach kłębiących się w głowie, niepewności, miłości.
Książkę czyta się jednym tchem, choć temat jest trudny, czasem przygnębiający bardzo.
Jakby ktoś chciał i szukał bloga to TUTAJ
Dlaczego akurat o tym piszę, dlatego, że między innymi w tej książce wyczytałam świetny tekst Pani Krystyny Jandy, który pozwolę sobie przepisać
Jest fantastycznie

Nie mówię, że jest źle
Bo jest , bo jest fantastycznie!
Nie czepiam się, bo patrzę dziś
Na świat bezkrytycznie
Nie mądrzę się, bo można od
Zbyt uczonych tyrad dostać świra
Wolę w mowie rzec Szekspira:
Jest nice,jest nice, jest nice, jest najsympatyczniej
Cudownie jest- do siebie sama mówię
Powtarzam tak wciąż
Bo w życiu dętym, smętnym, mętnym, pokrętnym
Pogadać z kimś inteligentnym chcę
Więc mówię sama sobie
Że mi jest fantastycznie!
Nie mówię: "szaro jest"
Lecz, że jest cudownie szaro
Uśmiecham się do marzeń mych
Z nadzieją i wiarą
I mam ten luz, że z sobą raz
Potrafię być szczera
Jak cholera i w języku rzec Moliera:
Quel bonheur, bo ner-, bo nerwy napięte
Tak mówią mi: kochana, ciepła, czuła
Dla siebie raz bądź
Bo w życiu dętym, mętnym, smętnym, pokrętnym
Pogadać z kimś inteligentnym chcę
Więc mówię sobie: jesteś świetna
Jest fantastycznie!
Bo jednak mnie i tobie się przydarzyło
Coś , co bardzo przypomina miłość
Dlatego mówię sobie dziś
Że jest fantastycznie

Kiedy słucham niektórych odnoszę wrażenie, że oni lubią narzekać, że chcą tylko dostrzegać szklankę w połowie pustą, zamiast do połowy pełną.
Czasem i mnie się udzieli ich nastrój, jak za długo przebywam w towarzystwie pesymistów i tak słucham: ale było w zeszłym tygodniu upalnie, nie można było wytrzymać, oddychać, wyspać się* (* niepotrzebne skreślić) a dalej: ale w tym tygodniu jest zimno, co to za lato? deszcz co dzień pada, co to za pogoda? jak można tak żyć? szaro buro i ponuro? i pytanie : jakie masz plany, bo mi się nic nie chce.

To nie jest tak, że ja jestem naładowana adrenaliną i latam od rana i krzyczę: życie jest piękne, ale staram się dostrzegać pozytywy, doceniać to co mam.
Dlatego napiszę Wam, jak sobie zaczynam dzień.
Oprócz tego, że obowiązkowo kawą z mlekiem, często zaraz po niej treningiem, to też mam taki moment, kiedy siadam i się zastanawiam, za co jestem wdzięczna i mam chęć to spisać, zrobić sobie taki rachunek.
Zainspirowała mnie do tego częściowo koleżanka z forum fitnesowego, która również robi sobie takie podsumowanie dnia, albo plan na dopiero zaczęty.

Dziś jestem wdzięczna
- za chłodniejszy dzień
- za deszcz, który zmył część pyłków ( ulga dla alergików)
-za wczorajszą rozmowę z przyjaciółkami
- za rozmowę ze starszą córką ( taką damsko-damską )
-za wyspanie się
-za rozmowę z dziećmi
-za dobrą kawę
- za ludzi, których spotykam co dzień na swej drodze
-za mego J, który ma czasem zły humor( kto z nas go nie ma) lub jest zmęczony i potrafi być zgryźliwy( ja niestety też potrafię) ale też jest opiekuńczy i czuły
- za wczorajsze drobne gesty
- za podziwianie piękna natury
-za rodzinę
-za wspaniałą książkę, muzykę, film

Mogłabym tak jeszcze długo, a Wy?
czy czasem po prostu jesteście wdzięczni?

A co do planów na ten dzień:
- uśmiechnąć się do obcych ludzi
-pomóc komuś bezinteresownie
-rozmawiać z ludźmi, bo czasem nawet obcy człowiek potrafi wiele ciekawych rzeczy nam powiedzieć, lub czegoś nad nauczyć
-dostrzegać piękno otaczające nas
-umieć się zatrzymać
-powiedzieć komuś coś pozytywnego

niedziela, 26 lipca 2015

Pierogi z truskawkami i twarogiem

Odkąd zrobiłam ciasto wg przepisu Marzenki z bloga http://zaciszekuchenne.blogspot.com nie robię już innego ciasta, bo to zawsze wychodzi, a inne to różnie bywało.


Składniki na ciasto:
1 kg mąki
2 duże kefiry

nadzienie:
400 g twarogu
600 g truskawek
cukier waniliowy
cukier do smaku około 100 g

Ciasto wyrabiamy ze składników w misce lub garnku, jak nam wygodnie, odcinamy kawałek, rozwałkowujemy i zajmujemy się przygotowaniem nadzienia
twaróg przekroić można na pół i pokruszyć do miski
Dodajemy cukier i cukier waniliowy
Truskawki kroimy na plasterki i wszystko mieszamy

Córcia pomagała mi wykrajać ciasto na równe kawałki
Do ciasta nakładamy farsz i zalepiamy pieroga, nastepnie w garnku nastawiamy wodę, lekko solimy

 i na wrzątek wrzucamy stopniowo pierogi mieszając co jakiś czas.Jak zaczną wypływać na powierzchnię gotujemy je  około 5 minut do miękkości.
Następnie wyciągamy na talerz.

piątek, 24 lipca 2015

Podróż do Warszawy

Ogólnie Warszawa kojarzy mi się z Wielkim Miastem i choć byłam w niej już kilkakrotnie, zawsze mam niedosyt.
Jak byłam mała z rodzicami byłam w zoo, mam nawet z tej okazji słynne zdjęcie na koniku, ale nic nie pamiętam z tych podróży.
W latach 90tych byłam w W-wie kilka dni, kiedy mieszkał tam mój brat, bardzo mi się podobały tramwaje, park, oraz mega wielkie kino.
Odkąd jestem mężatką byłam dwa razy w Warszawie, po raz pierwszy w 2007 roku, kiedy moje najmłodsze dziecko miało nieco ponad rok.
Wtedy ze względu na małe dziecko nie mieliśmy jakiś niecnych planów, jedynie zwiedziliśmy zoo, dzieciaki starsze były zachwycone, starówkę i do domu.
Niestety najmłodsza nie pamiętała tej wycieczki.
W tym roku bardzo chciałam zobaczyć W-wę, miałam plany: PKIN, POLIN, Kopernik,Starówka,Zamek Królewski, ale jak zobaczyłam ceny, to załamałam się.
Wstęp do Kopernika dla naszej rodzinki to koszt 71zł z kartą dużej rodziny, to jeszcze rozumiem, że jest tam mnóstwo atrakcji, urządzeń, sporo do zobaczenia i zrobienia.
Ale za wjechanie na 40 piętro i wyjście na taras widokowy za 61 zł, to troszkę za drogo jak dla mnie.
Wiadomo, że panorama Warszawy jest cudna i warta obejrzenia ( kiedyś z wycieczką szkolną byłam) ale nie za taką kwotę.
Kopernika próbowałam od paru miesięcy zaklepać, ale bez większych rezultatów, więc stwierdziłam, że jak będą miejsca to wejdziemy, a jak nie to nie.
Marek w kwietniu był w W-wie z wycieczką szkolną i zachwycony opowiadał nam o Polinie-Muzeum Historii Żydów Polskich i tak się nakręciłam, że bardzo chciałam na własne oczy to zobaczyć.
Okazało się, że w każdy czwartek jest darmowe wejście i kto przyjedzie ten wejdzie.
Więc pełni zapału wyjechaliśmy rano.
Dzięki Cb dowiedzieliśmy się o wypadkach i objazdach, w tamtą stronę jakoś nawet sprawnie nam się jechało i już o 10ej wysiedliśmy przed Polinem.
Po drodze minęliśmy słynny PKIN, który w tym roku obchodził 60 lat, ale niestety z tego powodu nie było żadnych gratisów.
Budynek jest niesamowicie nowoczesny, zaraz przy wejściu są bramki i trzeba torebki położyć na taśmę.
Piszczały mi spodnie, haha, ale przepuścili mnie dalej.
Budynek jest kilku piętrowy, zaczynamy zwiedzać schodząc na dół.
Historia żydów jest opowiadana po polsku, angielsku, można wykupić przewodnika, lub specjalne słuchawki, ale napisy i tak są w 2 lub 3 językach.
Dla dzieci historia żydów i ich handlu jest przedstawiona na obrazkach.
Są trójwymiarowe makiety, neonowe napisy, książki w języku herbajskim i Iydysz multimedialne.
Tutaj dziewczyny poprzez grę się uczą, jak wyglądał handel, co i w jaki sposób przewozili
Można było zaprojektować sobie monetę,która jednocześnie przynosiła szczęście lub była amuletem
a tutaj mój mąż własnoręcznie drukuje sobie herby żydowskie.
Jak widać, dla każdego coś się znajdzie ciekawego
Można się było dowiedzieć, jak wyglądał handel, jakie losy ich spotkały, jak się rozwijali, przenosili, przeprowadzali, budowali synagogi.
Jak wyglądały ich domy, ulice, miasta, ich życie, zwyczaje,stroje.

Daria na ulicy z lat 1920-1930, zaszła do restauracji zadzwonić na miasto :)
A tutaj filmik, bo zdjęcia nie oddają tego, co tam zobaczyliśmy, a wystarczy, że człowiek do czegoś podejdzie, dotknie, a zmieniają się obrazy, słychać różne odgłosy, tylko w danym miejscu słychać głosy, muzykę, czy czytanie a w innym już nie.
Najbardziej mnie przygnębiła część wystawy o Holokauście, gdzie możemy się poczuć, jak ludzie jadący w ciasnym wagonie do Treblinki II, do tej pory mi gorzej, jak o tym pomyślę.
Można zobaczyć, fragmenty murów z synagogi i innych miejsc, w których żydzi przez zagładą żegnali się z bliskimi, a kiedy podchodzimy pod tzw czarną ścianę i idziemy blisko niej nagle zupełnie nie wiadomo skąd rozlegają się strzały.... a lektor czyta nazwy ulic, na których żydzi zostali rozstrzelani. Pokazane jest jak mimo wyszydzania, rozstrzeliwania ich, męczenia nie tracili hartu ducha i jak próbowali normalnie żyć.
Dochodzimy,aż do obecnych czasów,  ale człowiek zatrzymuje się i zastanawia, ile niektórzy przeszli i wyszli z tej próby zwycięsko, silniejsi i umocnieni.

Choć J nadawał szybkie tempo, bo parkomat to w Polinie zeszło nam się szybkim krokiem ponad 2 godziny, ale nie żałuję, bo jest tam naprawdę wiele rzeczy do obejrzenia.
W sklepie z pamiątkami kupiłam magnes na lodówkę( zbieram) i pocztówki.
Jakby ktoś chciał namiary, to ich oficjalna strona http://www.polin.pl
Stamtąd podjechaliśmy do Centrum Nauki Kopernik, ale po zaparkowaniu samochodu na parkingu podziemnym okazało się, że budynek jest przepełniony i sprzedaż biletów jest wstrzymana, a pierwszeństwo w kolejce mają osoby, które zaklepały sobie bilety w internecie.
Ale one też muszą czekać, aż część osób wyjdzie, dopiero wtedy zostaną wpuszczone.
Więc znów wsiedliśmy do autka i kierunek Starówka.
Wybraliśmy się na Zamek Królewski, gdzie za wstęp z Kartą dużej rodziny zapłaciłam 31zł :)
 W Zamku było mnóstwo sal, a w każdej przepiękny kominek( jak w filmie Goście goście ) i zastanawialiśmy się, czy w nich też są jakieś tajemne przejścia.
Na każdym kominku stały przepiękne zegary, które mi się ogromnie podobały.
Parkiety w każdej sali inny, ale tak perfekcyjnie wykonane.

Mogłabym tutaj zamieszkać :)

 W sypialni królewskiej, za nami łóżko z baldachimem, a tutaj zegar Taurus
Wszystko pięknie zdobione i choć na ostatnie piętro i jeden korytarz nie było wejścia, to zwiedzanie całego Zamku zajęło nam prawie  2 godziny, ale warto było.
Na dolnej kondygnacji są sklepy z pamiątkami, całkiem przystępne ceny, t-shirty po 29zł, kredki duże po 5zł, a na korytarzu automat z kawą, nie dość, ze dobra, to duża kawka za 3zł, polecam.
Stamtąd przeszliśmy na Starówkę, gdzie podziwialiśmy słynną Syrenkę Warszawską, a nawet zrobiliśmy sobie tzw zdjęcie po latach. Daria pomoczyła nogi w wodzie, dzieciaki zjadły lody, a potem do autka.

W drodze powrotnej kolejne śmiertelne wypadki i staliśmy w 4 korkach, po drodze zajechaliśmy do Maka na kurczaka( ja jak zwykle cały dzień nic nie jadłam, dopiero w domu po powrocie).
Wróciliśmy zmęczeni, spoceni, odparzeni( nie mamy klimy) ale usłyszałam od dzieciaków, że dziękują za taką super wycieczkę i że warto było, to od razu mi się micha ucieszyła.
Mam nadzieję, że na kolejną wycieczkę do Warszawy nie będę musiała czekać 7 lat.

Na koniec zostawiam Was z filmikiem, jaki zrobiłam z naszych zdjęć z podróży



środa, 22 lipca 2015

Zapraszamy do Puław - Część I Pałac Czartoryskich

Chociaż niektórzy mówią, że Puławy to małe miasteczko w województwie lubelskim ( ma około 50000 mieszkanców- dane z 2006 roku ) to kocham moje miasto i uważam, że jest wiele miejsc wartych obejrzenia.
Będę chciała Wam pokazać te miejsca,  w których ja lubię być, albo które darzę szczególnym sentymentem.
Dlatego dziś powiem Wam o Pałacu Czartoryskich, który znajduje się na ulicy Czartoryskich, prowadzi do niego aleja .

Zamek obronny dla  marszałka Stanisława Lubomirskiego wzniesiono w latach 1671-76.W 1706 roku został zniszczony przez wojska szwedzkie,a następnie odbudowany przez rody Sieniawskich i Czartoryskich.
Czartoryscy gromadzą na dworze grono wyśmienitych malarzy, pisarzy, muzyków.
W 1801 roku powstaje pierwsze w Polsce muzeum narodowe ( Świątynia Sybilli, o której napiszę oddzielnego posta) zbiory księgozbiorów i pięknych ręcznie zdobionych przedmiotów.
Za sprawą Księżnej Izabelli sprowadzane są do Puław unikatowe rośliny, kwiaty i drzewa.
Po powstaniu listopadowym dobra zostają skonfiskowane przez władze rosyjskie, a w Pałacu powstaje Instytut Wychowania Panien, a od 1862 roku naukowe placówki rolnicze.
Ocalone zbiory udaje się przewieźć do Paryża, z którego wróciły do Krakowa, gdzie zostało utworzone w 1876 roku Muzeum Czartoryskich.
Obecnie wiele pomieszczeń należy do Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznastwa .
Mamy możliwość obejrzenia zbiorów z Krakowskiego Muzeum ,oraz naszych zbiorów pozostałych w Puławach.

Przed pałacem znajduje się fontanna z nenufarami, oraz piękne kwiaty.
Można pospacerować alejkami i usiąść na ławce.
 Wchodząc możemy zobaczyć miniaturę dawnego pałacu, rzeźby i na parterze 2 sale pełne pięknych eksponatów, tutaj m.in zegarek nakręcany kluczykiem
oraz filiżanka z widokiem Puław i przepięknym talerzem
Następnie kierujemy się na przepiękne schody, które prowadzą do kolejnych pomieszczeń, ekspozycji i eksponatów, zdobień, przechodzimy po sali, która prawdopodobnie była salą balową.

Warto zadrzeć głowę do góry i obejrzeć piękną architekturę
Ręcznie zdobiona sztukateria, rozety i inne piękne rzeczy.
Nie będę Wam wszystkiego pokazywać i opisywać, bo zapraszam, abyście przyjechali i zobaczyli to na własne oczy, bo naprawdę warto.
CENNIK:
  • bilet normalny – 12 zł
  • bilet ulgowy – 8 zł
  • bilet rodzinny dla dwojga opiekunów z dziećmi do lat 17 – 30 zł
  • karnet na wszystkie ekspozycje Muzeum Nadwiślańskiego (w Kazimierzu Dolnym, Puławach, Janowcu i Żmijowiskach) ważny 1 miesiąc od dnia sprzedaży –
    normalny 30 zł, ulgowy 20 zł
  • oprowadzanie po wystawach przez pracowników obsługi (zgłoszenia przyjmujemy z dwudniowym wyprzedzeniem) – 30 zł
  • oprowadzanie po wystawach przez pracowników obsługi w języku angielskim – 60 zł
  • oprowadzanie po parku – 20 zł
  • organizacja imprez okolicznościowych – cena umowna
Wstęp wolny w lipcu w każdy wtorek

http://www.mnkd.pl/muzeum-czartoryskich

wtorek, 21 lipca 2015

Urlop

Po raz pierwszy od wielu lat mam wymarzony urlop.
Wcześniej, albo nie doczekałam na urlop, jak były zwolnienia grupowe, albo miałam taką umowę, że urlop mi nie przysługiwał, a u jednego prywaciarza miałam urlop oddawany na godziny( miałam zapowiedziane, że mam przychodzić do pracy 2 godziny później i w ten sposób odebrałam urlop) nie odczułam tego wcale.
W tym roku wreszcie nadszedł upragniony urlop, całe 2 tygodnie odpoczynku.
A jakie plany mam?
Ze względu na niski budżet przyziemne plany:
Być wdzięczna za to co mam, cieszyć się życiem i z tego, co mnie co dzień spotyka.
Wyspać się, przeczytać na spokojnie książki, odpocząć, spędzić troszkę czasu z rodziną i z dziećmi.
Zachwycić się życiem jak dawniej....
Udało mi się w spokoju wypić kawkę czytając zaległą prasę, bez pośpiechu .
Zrobiłam też naleśniki z mąki pełnoziarnistej z owockami i jogurtem.
Zaczęłam znów ćwiczyć, pomimo zakazu( ale jak widzę, że ciągnę końcem sił, to luzuje) spacerować.
Pierwszego dnia urlopu udało mi się zarejestrować do specjalistów, pojeździć na rowerze.
Bardzo szybko minął mi ten pierwszy dzień.
Człowiek tyle czasu na urlop czeka, a potem jak ten urlop jest,to czas tak szybko gna.
Chciałabym z rodzinką wybrać się blisko w różne ciekawe miejsca, zobaczyć wystawy, zwiedzić Muzea, popływać na basenie.
Mam nadzieję, że choć część planów uda mi się zrealizować.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Amarantowa tunika

Spodobały mi się te tuniki z Pepco, więc kupiłam sobie aż 3, tym bardziej, że w przystępnej cenie.
Dziś jak lubię zestaw na luzie











Tunika Pepco
Spodenki: F&F
sandałki: Biedronka
japonki: Biedronka
plecaczek, torebka: prezenty

niedziela, 19 lipca 2015

Orzeźwiający tort arbuzowy

Przypadkowo trafiłam na ten przepis szukając owocowych przepisów, a że wczoraj była nasza rocznica ślubu kościelnego, postanowiłam zrobić taki nietypowy tort.
Tort idealny na takie upały, orzeźwia, nasyca, a przy tym ma niewiele kalorii.
Pomysł zaczerpnęłam stąd alakuchniablog
Zrobiłam tort po raz pierwszy, ale już wiem, że będę go robiła częściej w lecie.
Składniki:
1 arbuz
1 śmietana duża 30% kremówka
2 śnieżki w proszku
1 galaretka
50ml wrzątku
owoce do ozdobienia

Arbuza kroimy tak, aby  nadać kształt tortu, odkroić też boczną skórkę
Następnie obłożyć ręcznikiem papierowym, aby odsączyć sok.
Galaretkę rozrabiamy w kubku w 50ml wrzątku( ja zrobiłam w zbyt dużej ilości wody i nie chciała się ściąć, nie mówiąc o tym, że musiałam ją pędzelkiem nakładać) .
Więc jak rozrobimy galaretkę w małej ilości wrzątku od razu wylewamy na arbuza, rozsmarowujemy na całej powierzchni i na talerzyku i wstawiamy do lodówki do stężenia.
Gdy galaretka jest całkiem stężona do miski wlewamy śmietanę kremówkę i wsypujemy śnieżki, miksujemy na sztywno.
Wyjmujemy arbuza z lodówki

Smarujemy ubitą śmietaną i przyozdabiamy owocami. Wkładamy do lodówki i trzymamy do momentu podania.