Łączna liczba wyświetleń

piątek, 24 lipca 2015

Podróż do Warszawy

Ogólnie Warszawa kojarzy mi się z Wielkim Miastem i choć byłam w niej już kilkakrotnie, zawsze mam niedosyt.
Jak byłam mała z rodzicami byłam w zoo, mam nawet z tej okazji słynne zdjęcie na koniku, ale nic nie pamiętam z tych podróży.
W latach 90tych byłam w W-wie kilka dni, kiedy mieszkał tam mój brat, bardzo mi się podobały tramwaje, park, oraz mega wielkie kino.
Odkąd jestem mężatką byłam dwa razy w Warszawie, po raz pierwszy w 2007 roku, kiedy moje najmłodsze dziecko miało nieco ponad rok.
Wtedy ze względu na małe dziecko nie mieliśmy jakiś niecnych planów, jedynie zwiedziliśmy zoo, dzieciaki starsze były zachwycone, starówkę i do domu.
Niestety najmłodsza nie pamiętała tej wycieczki.
W tym roku bardzo chciałam zobaczyć W-wę, miałam plany: PKIN, POLIN, Kopernik,Starówka,Zamek Królewski, ale jak zobaczyłam ceny, to załamałam się.
Wstęp do Kopernika dla naszej rodzinki to koszt 71zł z kartą dużej rodziny, to jeszcze rozumiem, że jest tam mnóstwo atrakcji, urządzeń, sporo do zobaczenia i zrobienia.
Ale za wjechanie na 40 piętro i wyjście na taras widokowy za 61 zł, to troszkę za drogo jak dla mnie.
Wiadomo, że panorama Warszawy jest cudna i warta obejrzenia ( kiedyś z wycieczką szkolną byłam) ale nie za taką kwotę.
Kopernika próbowałam od paru miesięcy zaklepać, ale bez większych rezultatów, więc stwierdziłam, że jak będą miejsca to wejdziemy, a jak nie to nie.
Marek w kwietniu był w W-wie z wycieczką szkolną i zachwycony opowiadał nam o Polinie-Muzeum Historii Żydów Polskich i tak się nakręciłam, że bardzo chciałam na własne oczy to zobaczyć.
Okazało się, że w każdy czwartek jest darmowe wejście i kto przyjedzie ten wejdzie.
Więc pełni zapału wyjechaliśmy rano.
Dzięki Cb dowiedzieliśmy się o wypadkach i objazdach, w tamtą stronę jakoś nawet sprawnie nam się jechało i już o 10ej wysiedliśmy przed Polinem.
Po drodze minęliśmy słynny PKIN, który w tym roku obchodził 60 lat, ale niestety z tego powodu nie było żadnych gratisów.
Budynek jest niesamowicie nowoczesny, zaraz przy wejściu są bramki i trzeba torebki położyć na taśmę.
Piszczały mi spodnie, haha, ale przepuścili mnie dalej.
Budynek jest kilku piętrowy, zaczynamy zwiedzać schodząc na dół.
Historia żydów jest opowiadana po polsku, angielsku, można wykupić przewodnika, lub specjalne słuchawki, ale napisy i tak są w 2 lub 3 językach.
Dla dzieci historia żydów i ich handlu jest przedstawiona na obrazkach.
Są trójwymiarowe makiety, neonowe napisy, książki w języku herbajskim i Iydysz multimedialne.
Tutaj dziewczyny poprzez grę się uczą, jak wyglądał handel, co i w jaki sposób przewozili
Można było zaprojektować sobie monetę,która jednocześnie przynosiła szczęście lub była amuletem
a tutaj mój mąż własnoręcznie drukuje sobie herby żydowskie.
Jak widać, dla każdego coś się znajdzie ciekawego
Można się było dowiedzieć, jak wyglądał handel, jakie losy ich spotkały, jak się rozwijali, przenosili, przeprowadzali, budowali synagogi.
Jak wyglądały ich domy, ulice, miasta, ich życie, zwyczaje,stroje.

Daria na ulicy z lat 1920-1930, zaszła do restauracji zadzwonić na miasto :)
A tutaj filmik, bo zdjęcia nie oddają tego, co tam zobaczyliśmy, a wystarczy, że człowiek do czegoś podejdzie, dotknie, a zmieniają się obrazy, słychać różne odgłosy, tylko w danym miejscu słychać głosy, muzykę, czy czytanie a w innym już nie.
Najbardziej mnie przygnębiła część wystawy o Holokauście, gdzie możemy się poczuć, jak ludzie jadący w ciasnym wagonie do Treblinki II, do tej pory mi gorzej, jak o tym pomyślę.
Można zobaczyć, fragmenty murów z synagogi i innych miejsc, w których żydzi przez zagładą żegnali się z bliskimi, a kiedy podchodzimy pod tzw czarną ścianę i idziemy blisko niej nagle zupełnie nie wiadomo skąd rozlegają się strzały.... a lektor czyta nazwy ulic, na których żydzi zostali rozstrzelani. Pokazane jest jak mimo wyszydzania, rozstrzeliwania ich, męczenia nie tracili hartu ducha i jak próbowali normalnie żyć.
Dochodzimy,aż do obecnych czasów,  ale człowiek zatrzymuje się i zastanawia, ile niektórzy przeszli i wyszli z tej próby zwycięsko, silniejsi i umocnieni.

Choć J nadawał szybkie tempo, bo parkomat to w Polinie zeszło nam się szybkim krokiem ponad 2 godziny, ale nie żałuję, bo jest tam naprawdę wiele rzeczy do obejrzenia.
W sklepie z pamiątkami kupiłam magnes na lodówkę( zbieram) i pocztówki.
Jakby ktoś chciał namiary, to ich oficjalna strona http://www.polin.pl
Stamtąd podjechaliśmy do Centrum Nauki Kopernik, ale po zaparkowaniu samochodu na parkingu podziemnym okazało się, że budynek jest przepełniony i sprzedaż biletów jest wstrzymana, a pierwszeństwo w kolejce mają osoby, które zaklepały sobie bilety w internecie.
Ale one też muszą czekać, aż część osób wyjdzie, dopiero wtedy zostaną wpuszczone.
Więc znów wsiedliśmy do autka i kierunek Starówka.
Wybraliśmy się na Zamek Królewski, gdzie za wstęp z Kartą dużej rodziny zapłaciłam 31zł :)
 W Zamku było mnóstwo sal, a w każdej przepiękny kominek( jak w filmie Goście goście ) i zastanawialiśmy się, czy w nich też są jakieś tajemne przejścia.
Na każdym kominku stały przepiękne zegary, które mi się ogromnie podobały.
Parkiety w każdej sali inny, ale tak perfekcyjnie wykonane.

Mogłabym tutaj zamieszkać :)

 W sypialni królewskiej, za nami łóżko z baldachimem, a tutaj zegar Taurus
Wszystko pięknie zdobione i choć na ostatnie piętro i jeden korytarz nie było wejścia, to zwiedzanie całego Zamku zajęło nam prawie  2 godziny, ale warto było.
Na dolnej kondygnacji są sklepy z pamiątkami, całkiem przystępne ceny, t-shirty po 29zł, kredki duże po 5zł, a na korytarzu automat z kawą, nie dość, ze dobra, to duża kawka za 3zł, polecam.
Stamtąd przeszliśmy na Starówkę, gdzie podziwialiśmy słynną Syrenkę Warszawską, a nawet zrobiliśmy sobie tzw zdjęcie po latach. Daria pomoczyła nogi w wodzie, dzieciaki zjadły lody, a potem do autka.

W drodze powrotnej kolejne śmiertelne wypadki i staliśmy w 4 korkach, po drodze zajechaliśmy do Maka na kurczaka( ja jak zwykle cały dzień nic nie jadłam, dopiero w domu po powrocie).
Wróciliśmy zmęczeni, spoceni, odparzeni( nie mamy klimy) ale usłyszałam od dzieciaków, że dziękują za taką super wycieczkę i że warto było, to od razu mi się micha ucieszyła.
Mam nadzieję, że na kolejną wycieczkę do Warszawy nie będę musiała czekać 7 lat.

Na koniec zostawiam Was z filmikiem, jaki zrobiłam z naszych zdjęć z podróży



5 komentarzy:

  1. Dzieciaki się pozmieniały, a Ty zupełnie nic:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warszawa jest tak niedaleko, tylko czasu pewnie brak aby się wspólnie razem wybrać. Ceny jak piszesz troszkę drogie jak dla całej rodziny, tym bardziej jeśli chcesz zaliczyć większość atrakcji. Ale co muszę przyznać to bardzo fajna taka wyprawa po latach i pamiątka dla Was wszystkich. Musicie to częściej powtarzać! pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby nie daleko, ale te 130km to już wyprawa z całą rodzinką :P
    Jak czas, siły i życie pozwoli, to kiedyś jeszcze pojedziemy.
    Ja to się śmieję, że do Kazimierza mamy tak bliziutko, a jeździmy jak dobrze pójdzie raz w roku,aż wstyd.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Darka z telefonem to ma idealna fryzure dla tamtych czasow. Brakuje tylko prostej sukienki.
    A starsza ma sliczne wlosy, uwielbiam dlugie ladne wlosy.

    Ja z Warszawy to przelecialam biegiem przez lotnisko i tyle widzialam. Ale tez mam w planach sie tam wybrac, obiecalam najomym z Warszawy. Glownie chcialam Malego powstanca, Syrenke i muzeum Powstania Warszawskiego zobaczyc. Chyba, ze na dluzej to i wiecej miejsc sie na liscie znajdzie.
    A to normalne, pewnie kazda z nas ma muzeum w swoim miescie, gdzie co pewien czas sa nowe wystawy i ktora z nas tam chodzi?
    pzdr
    Makosza

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, jak podzielisz się ze mną swoim zdaniem.Pozdrawiam