Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 września 2015

VI Warsztaty Gospel w Puławach-tym razem i ja wzięłam udział

W ubiegłym roku moja córka Angelika wzięła udział w Warsztatach, o Gospel słyszałam, kiedyś oglądałam fragmenty, głównie kojarzyły mi się z filmami z Woopi Goldberg.
Jak poszłam na koncert finałowy patrzyłam się jak urzeczona w tych ludzi pełnych energii, radości, którzy poprzez piękne pieśni mówili o Bogu, chwalili go.
Poruszali wszystkich, a przy tym człowiek aż chciał do nich dołączyć.
W głowie powoli kiełkowała myśl, że jak będą następne to może i ja bym poszła.
Więc kiedy córka powiedziała, że ruszyły zapisy choć z mieszanymi uczuciami wypełniłam zgłoszenie.
Co prawda weekend miałam mieć wolny w pracy, to w piątek miałam pracować do wieczora.
Jednak udało mi się zamienić i prosto po pracy pojechałam na miejsce spotkania.
Na początku były sprawy organizacyjne, troszkę ćwiczeń, dostaliśmy śpiewniki i zaczęliśmy się zapoznawać z pieśniami.
Poznałam Pastora Dave'a Daniel'a który jest tak pozytywnym człowiekiem,  że byłam niesamowicie zaskoczona.


Zdjęcia ze strony Warsztatów Gospel fot. Piotr Kędziora
Skromny, bardzo wesoły i rozsiewający wokół siebie pozytywną atmosferę. Przywitał nas słowami : Dzień dobry.
Powiedział nam , jak by chciał, abyśmy jeden utwór zaśpiewali, choć wydawał się bardzo łatwy i krótki tekst, to rozdzielony na głosy   i śpiewany w kanonie okazał się trudny, ale nie można się poddawać. Jak to mówią: trening czyni mistrza.
Pani Agnieszka "Baca" Górska Tomaszewska, wraz z Panią Anią i Anastazją pokazywały nam jak brzmią poszczególne głosy i miały dla nas dużo zrozumienia i cierpliwości.
Ani się obejrzałam, jak minął czas i trzeba było wracać do domu.
A w domu wiadomo, że będę robić nic, czyli pranie, sprzątanie, gotowanie itd.
W sobotę już o 9: 30 była próba, padał deszcz, więc wybrałyśmy się " z buta"
Pierwsza próba, kolejne utwory do nauczenia, jedne łatwiejsze, inne trudniejsze, jedne od razu wchodzące do głowy, inne trudniej.
Pastor zawsze miał dla nas dobre słowo, opowiadał nam o tym, co czuje, jak śpiewa dany utwór. Modlił się z nami, zwracał uwagę, że to nie tylko zaśpiewanie, nauczenie się linii melodycznej i słów, ale przede wszystkim powinniśmy to poczuć.
Jest to rodzaj modlitwy, śpiew przez modlitwę, coś innego, ale dobrego.
W trakcie przerwy obiadowej nie wracałyśmy do domu, bo dosłownie lało, ale zjadłyśmy na mieście.
Dużo ze sobą spędzałyśmy czasu i choć się troszkę spierałyśmy ,czasem miałyśmy inne zdanie, to doświadczenie zbliżyło nas do siebie.
Następnego dnia od rana próby, przyjechał gość specjalny, z którym musieliśmy troszkę poćwiczyć, dopracować pewne momenty, myślę, że każdy z nas zaczynał się denerwować czekającym nas koncertem finałowym wieczorem.
Wszedł Pastor i powiedział, że czytał rano Pismo Święte, w którym było powiedziane, że wszyscy mamy takie momenty, że jesteśmy słabi.
Jeżeli będziemy modlić się do Boga, zawierzymy Bogu to on da nam siłę do tego, co mamy zrobić.
Chciał nam przeczytać fragment Biblii, ale nie było tłumacza, Pastor miał swoją Holly Bible, a muzyk miał Polską wersję i tak szukali odpowiedniego fragmentu.
Uspokoiło mnie i podniosło na duchu Słowo Boże.
Do domu wróciłyśmy na obiad i przygotować się do koncertu, próba generalna, coraz większy stres i wreszcie nadszedł moment koncertu.
Pierwszy utwór był po Polsku, do końca nie wiedzieliśmy, czy wszystko dobrze zapamiętaliśmy, ale chyba całkiem nieźle sądząc po reakcji publiczności.








Pozwolę sobie wrzucić Wam filmiki, które nagrała moja rodzinka, a fotki zrobiła nam moja przyjaciółka Ania
W tym drugim filmiku 1 utwór to ten podzielony na głosy, śpiewany w zasadzie a capella
Po koncercie radość ogromna, ale i żal, że już się skończyło.


Z " Bacą"





I z Pastorem, radosny, jak zawsze, dla każdego miał dobre słowo, miło nas pożegnał i zapytał: czy za rok się spotkamy?
Postaramy się :)

środa, 23 września 2015

Pierwszy dzień astronomicznej jesieni

Z czym kojarzy mi się jesień?
Jesień przede wszystkim kojarzy mi się z paletą barw, zieleń lata jeszcze nie odpuszcza, ale pojawiają się też czerwienie, pomarańcze, brązy.
Jesień, to krótsze dnie, leniwe poranki, kiedy ciężej wstać... a za oknem mgła otulająca drzewa i rzekę swym płaszczem
To przepiękne zachody słońca, nagłe i szybkie, ale bardzo intensywne, a każdy z nich inny.
     Im jestem starsza, tym szybciej mi ucieka czas, pory roku tak szybko po sobie następują, a miesiące uciekają jak dni, dlatego staram się co dzień zachwycić czymś, znaleźć pozytywy, chwytać dzień, nie odkładać na jutro.
Choć sporo więcej obowiązków i po wakacyjnym rozleniwieniu ciężko wziąć się w garść i popracować nad systematycznością i organizacją.
Moim priorytetem jest rodzina, na drugim miejscu praca nad sobą, kolejno dom i dbanie o niego, a dalej dopiero moje pasje, staram się znaleźć złoty środek, czas, aby nikt nie czuł się zaniedbany, aby też mój organizm nie zbuntował się z nadmiaru zajęć.
Jak na razie średnio mi idzie, ale nie poddaję się.
     Kiedy dzieci były młodsze to szukaliśmy typowych oznak jesieni, szliśmy na spacer i zbieraliśmy liście na bukiety i kasztany, do zrobienia ludzików i żołędzie.
Uwielbiam chodzić po naszym parku w promieniach słonecznych, czuć pod stopami spadłe liście, ale jak na razie nie miałam okazji do takiej wyprawy, bo jak wracam do domu to już wieczór, a po nocy chodzenie po parku się mija z celem.
 Mam nadzieję, że jeszcze pogoda dopisze i czas się znajdzie i wybierzemy się na taki spacer.
Zamieszczam kilka zdjęć, które kojarzą mi się z jesienią

 Barwne wieczorne niebo
Wrzosy

 Kasztany
 Jesienna alejka
 Nad Wisłą wieczorową porą

 Zachód słońca










A na koniec śliwki i wszystko, co można z nich wyczarować, teraz jest na to najwyższy czas.
Tutaj robię nutellę ze śliwek, o której w następnym poście będzie.
Na koniec pozwolę sobie wrzucić filmik z 2013 roku o jesieni.
https://youtu.be/eKnVtwqIIvg

A Wam z czym się kojarzy jesień?

sobota, 19 września 2015

Złuszczająca maska do stop w postaci skarpetek- L'biotica

Jakiś czas temu sięgnęłam po nią pierwszy raz, zawsze po zimie mam problem ze stopami, bo mam twarde, ale jednocześnie suche pięty itd.
Więc jak tylko zrobiło się ciepło postanowiłam kupić tą maskę.
Porównałam maskę Silcatil i L,biotica skład ten sam, więc po co przepłacać i tak zakupiłam tą drugą za 11,99zł.

Skład:
Alcohol, Aqua, Propylene Glycol , Lactid Acid, Isopropyl Alcohol, Urea, Glycolic Acid , Betaine, Anthemis Nobilis Flower Extract, Citrus Medica Limonum Fruit Extract, Carica PapayaFruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Extract, Triclosan, Salicylic Acid, Menthol. Peg-60 Hydrogenated Castrol Oil, Disodium EDTA, Parfum

 Sposób użycia:
1. Umyć i osuszyć stopy
2. Opakowanie skarpetek przeciąć wzdłuż przerywanej linii. Włożyć stopy do środka, dla lepszego efektu warto założyć na wierzch bawełniane skarpety.
3. Skarpety zostawiamy na stopach 60-90 minut, w zależności od kondycji stóp.
Ja robiłam w trakcie upału i wytrzymałam jedynie 60 minut, bo za gorąco mi było.
4.Na koniec należy usunąć maskę i umyć pozostałość płynu ciepłą wodą.

Stopy od razu są gładziutkie, a przy okazji zmywanie paznokci gratis zrobione.
Złuszczanie zaczyna się po 3-4 dniach i nie należy używać przy tym tarek, pumeksu i innych tego typu akcesorii, bo możemy sobie pokaleczyć skórę, która jest bardzo wrażliwa.
Już następnego dnia po stosowaniu maski skóra jest tak delikatna, że nawet nasze ukochane mega wygodne buty mogą nas obetrzeć.
Proces złuszczania trwa do 14 dni nawet, no i nie radzę się wybierać wtedy na basen, nad morze itd, gdyż złuszczająca skóra po wyjściu z wody wisi płatami i nasze dna zostawiamy, jakbyśmy zaznaczali szlak( ja zrobiłam ten błąd, a potem siedziałam pół godziny na kocy i zdejmowałam skórę jak wąż( haha).
Jeżeli ktoś się nastawi na usunięcie wszelkich nagniotków( nawet tych od dawien dawna) czy zgrubiałych odcisków, to niestety muszę go rozczarować, takie grube zrogowacenia wymagają interwencji kosmetyczki.
Natomiast przy niewielkim problemie maska daję radę, złuszcza i wygładza stopy, a do tego cena przystępna, dlatego osobiście polecam.

czwartek, 17 września 2015

Szkoła się zaczęła- czyli 3 tydzień września

Choć większość  przed powrotem z wakacji do szkoły wzdryga się na samą myśl to z drugiej strony człowiek się nie może doczekać nowego roku szkolnego.
A może jakiś nauczyciel się zmieni? ciekawe, co się działo przez wakacje? jakiś remont, czy coś.
Jednak najważniejsi są ludzie, z którymi spędzaliśmy czas a nie widzieliśmy się przez okres wakacji.
Ciekawi, co u naszych znajomych gnamy do szkoły, stęsknieni za znajomymi, wspólnie spędzanym czasem, śmiechem, głupimi pomysłami, które po pewnym czasie możemy wspominać z rozrzewnieniem, a w dorosłym życiu będziemy mieli co opowiadać dzieciom.
Sama choć wiele lat temu skończyłam szkołę pamiętam te pierwsze dni, kiedy stało się na apelu na baczność, a najchętniej by się pogadało na korytarzu ze znajomymi.
     A u nas sporo zmian, Maro w 2 klasie, ale nikt nie wie  jakie książki ma mieć.
Część zostało mu z zeszłego roku, zwłaszcza te do przedmiotów zawodowych.
Za jedną chodziłam i chodziłam i nigdzie nie mogłam dostać, bo była nowa podstawa programowa, a on miał mieć starą.
Dopiero przez internet zamówiłam używaną, bo nie było innego wyjścia.
   Ogólnie zadowolony, choć uczyć się trzeba, a tu by się posiedziało jak w wakacje do północy pooglądało CSa.
    Angeli udało się odkupić książki od innego ucznia, ale.... no właśnie okazało się, że nauczyciel od angielskiego podane inne, chce, aby uczniowe kupili sobie inne książki.
Przecież to żaden kłopot.
Przemilczę to.
   Daria dostała książki w szkole, ale też 1 dnia nie, tylko stopniowo po kolei dostawali książki, do religii trzeba było dokupić.
   Początkowa euforia minęła, bo do sprawdzianów trzeba się uczyć, bo nauczyciele pytają itd.
Powrót do rzeczywistości.
Choć wakacje mieliśmy piękne słoneczne i gorące( czasem aż za bardzo) to już 2 września nastąpiła zmiana pogody.
Lubię deszcz, nie przeszkadza mi, ale spadek temperatury z 41 stopni na 11-12 to duży szok dla każdego organizmu.
Włączyła mi się jesienna chandra i przez 2 dni nic mi się nie chciało, ale co dzień obowiązków mnóstwo i jak nie zrobię systematycznie co dzień, to zaległości rosną i sterta do prasowania coraz wyższa i kurz nagle zaczyna osiadać wszędzie.
     Niby dzieci do szkoły poszły, powinnam mieć więcej czasu dla siebie, powinnam.
Ale co z tego, jak ja nie umiem odpoczywać, jak muszę wszystko robić już, teraz, od razu jak wpadnę na dany pomysł, a potem nie mam czasy, siły i padam ze zmęczenia.
Poza tym przed pracą staram się coś w domu ogarnąć i wiadomo, każdy ma swoje do zrobienia.
A po pracy staram się czas spędzać z dziećmi, dowiedzieć się, co było w szkole i ogólnie takie tam pogaduchy.
Obejrzeć wspólnie film, pograć w planszówki, albo w kosza,poćwiczyć.
Doba zdecydowanie dla mnie za krótka, dlatego też rzadziej na blogu się pojawiam.
Przykładowy mój plan dnia z założenia jest szalony, czasem jak komuś napiszę, lub powiem, to się łapie za głowię, kiedy ja znajduję czas.
A mnie się zdaje, że u mnie z organizacją krucho i choć chciałabym być perfekcyjna, nie jestem i choć sprzątam co dzień to nie widać itd.
Wróciłam znów do walki z kilogramami na 100%, nie to, że w wakacje sobie na wszystko pozwalałam, o nie.
Ale o tym innym razem, bo dziś ma być o szkole.
Dzieciaki niestety już zdążyły odchorować te chłodne dni, ale wracają szybko do zdrowia.
      Muszę Wam powiedzieć, że czas spędzony ze mną procentuje, bo czasem coś mimochodem napomknę, a potem się okazuje, że o tym na lekcji mówią i dzięki temu moje dzieciaki wiedzą o co chodzi i znają odpowiedź na pytanie. No wiadomo, że nie na każde, ale łatwiej im.
    Pewnego dnia wraca Daria ze szkoły i mówi od progu: Mamo wiesz co? dziś na wf miałam to ćwiczenie co razem robiłyśmy w wakacje. I mi pokazuje boczny plank:) miło mi się zrobiło, bo znała ćwiczenie i łatwiej jej było je wykonać.
Co dzień się w szkole więcej dzieje, nie zawsze jestem, żeby ich od razu wysłuchać, bo często mam na drugą zmianę i wracam wieczorem.
Nigdy nie byłam nachalna w pomaganiu dzieciom, ani nie wyręczałam ich, mogę ich odpytać, mogę pomóc, czy coś doradzić, a niektórzy odrabiają za dzieci pracę domową.
Wkurza mnie to, bo wiadomo, że rodzic lepiej zrobi niż dziecko, ale potem dzieci się czują źle, że dziecko które ma zrobione przez rodzica jest lepiej oceniane, niż to, które pracuje samo.
Poza tym potem rosną takie dzieci, które nie umieją same nic zrobić, bo były wyręczane.
Najczęściej to widać na sprawdzianach czy testach, gdzie trzeba samemu pomyśleć, bo Mama czy Tata nie podpowie.
Czasem Daria się na mnie gniewa, że nie chcę jej powiedzieć, ale wtedy jej tłumaczę, że to jej praca domowa, a nie moja i ona musi pomyśleć.
     Na razie problemów większych nie ma, poza tym, że szkoła to worek bez dna, składka na to i na tamto, a to trzeba to dokupić, a to jeszcze coś innego przynieść.
   

poniedziałek, 14 września 2015

Paprykarz

Kiedyś w dzieciństwie bardzo lubiłam go jeść, jakiś czas temu kupiłam, ale to nie było to, jakiś taki dziwny smak.
Więc kiedy moja przyjaciółka blogowa Tinka zamieściła przepis, postanowiłam i ja zrobić domowy paprykarz.
Za zgodą Tinki zamieszczam przepis
Składniki:
400 g makreli wędzonej
100g ugotowanego ryżu
3-4 łyżki koncentratu pomidorowego
1 średniej wielkości cebula
1 papryczka chili, albo piri piri, albo inna ostra
Papryka słodka i ostra
Sól
Pieprz

Ryż ugotować wg przepisu do miękkości,makrelę obrać z ości, ja jeszcze widelcem mieszałam, aby wyjąć wszystkie ości.
Cebulę obrać, pokroić w kostkę i zeszklić na oleju.
Ryż dodać do ryby, dodać koncentrat pomidorowy, cebulę, przyprawić do smaku i gotowe.



Chciałam zrobić jakieś ładniejsze zdjęcie na kanapce, ale za szybko został paprykarz zjedzony.
Mam zamiar jeszcze nie raz go zrobić, bo bardzo mi posmakował.

sobota, 12 września 2015

Oczami mojej córki

Choć pogoda niezbyt piękna na sesję modową( szaro-buro i ponuro) wybrałyśmy się z córką na spacer do lasu.
Namówiła mnie, że tym razem to ona mnie ubierze, bo ja się nie znam.
Ok, byłam ciekawa, co też ona wymyśli.
Tak sobie chodziłyśmy, gadałyśmy, w pewnym momencie na spontanie wyszła ta sesja, w zasadzie światło takie sobie a zdjęcia lekko rozmazane, bo nie miałyśmy ze sobą aparatu.
W pewnym momencie głupawka nas dopadła i pośmiałyśmy się, powygłupiałyśmy, może zdjęcia nie są profesjonalne, ale grunt, że miło spędziłyśmy wspólnie czas.
 






















 Jak Wam się podobam w takiej stylizacji???
Czapka: NY Cropp
Kurtka: Cropp
T-shirt: Sinsay
Spodnie: F&F
 Buty: Lasocki
Bransoleta: London Butik



wtorek, 8 września 2015

Sklepiki szkolne


Wiem, że to teraz temat na czasie, bo zaczął się rok szkolny i weszła w życie ustawa o zdrowej żywności.
Super, że ma być zdrowa żywność, ale nie lubię przegięcia w żadną stronę.
Wg mnie to, co się teraz dzieje jest chore, np to, że w stołówce szkolnej nie wolno używać przypraw.
Przecież każdy człowiek ma swój smak, od dzieciństwa kształtujemy  go sobie , nie wyobrażam sobie jedzenia nie przyprawionych rzeczy, choć pewnie jak bym musiała, czy przyzwyczaiła się, to bym zjadła.
Druga rzecz, która mnie dziwi, to nie można koperku do ziemniaków gotowanych dawać, bo to za bardzo kaloryczne???
Cieszyłam się, że dzieci będą miały wybór, zdrowe zbilansowane posiłki, czy kanapki z warzywkami, a tu co?
Większość szkół ma zamknięte sklepiki, bo szczerze mówiąc, sami nie bardzo wiedzą, co mogą w nich sprzedawać, a jak mają zapłacić karę, to wolą zamknąć.
Moim zdaniem nic złego się nie stanie jak sobie uczeń kupi drożdzówkę, zresztą za moich czasów( prehistorycznych) w sklepiku były drożdzówki i pączki i jakoś nie było problemu z otyłością wśród dzieci.
Poza tym myślę, że trzeba by było zacząć od uświadomienia rodziców w sprawie żywienia dzieci, bo o ile takiego noworodka jak karmić wszędzie trąbią, piszą książki, wydają gazety itd.
O tyle jak dziecko ma 4-5 lat, rodzic ma do wyboru do koloru misz masz w sklepie.
Wiadomo, że większość z nas wie, że cukier, tłuszcze są niezdrowe, że chipsy to nic dobrego.
Ale są ludzie, którzy uważają, że nic się nie stanie, jak dziecko je chipsy i popija colą.
Dlatego dobrze by było uświadomić społeczeństwo, żeby od wczesnego dzieciństwa dziecko miało dobre nawyki i wzorce wyniesione z domu.
Moim zdaniem, jak w domu je chipsy, fast foody i słodycze, to nic nie da, że w sklepiku tego nie będzie, bo dziecko w drodze do szkoły w pobliskim sklepie sobie kupi.
Reklamy słodyczy i niezdrowych przegryzek też się pewnie do tego przyczyniają, że młodzi ludzie po nie sięgają.
Owszem fajnie, że jest ciemne pieczywo pełnoziarniste, ale powinno być do wyboru, a nie jeden rodzaj.
Jak ktoś chce to potrafi zrobić zdrowe i pełnowartościowe jedzenie, a przy tym smaczne, a nawet jakieś słodycze z owoców i musli.
        Dziwi mnie też to, że zniknęły automaty z piciem, nie chodzi mi o te, w których można było kupić gazowane i słodzone( marek nie będę zdradzać, bo i tak każdy wie) ale o te, w których można było kupić kubek gorącej wody, herbatę, capucino i kawę.
Tym bardziej, że te automaty były głównie w szkołach ponadgimnazjalnych, albo gimnazjach, czyli młodzież i dorośli ludzie.
Dziś nawet w jednej ze szkół młodzi ludzie protestowali, co mnie wcale nie dziwi, bo co jest złego w wypiciu jednej kawy podczas 8-9 godzin spędzonych w szkole??
Czy chodzi o cukier? Czy o co?
Nie rozumiem.
Na koniec powiem Wam o cenach, do tej pory było tak, że było i to zdrowe i nie zdrowe jedzenie, np batony były musli i zwykłe, mniej więcej po 1,50zł / szt a teraz nie ma wyboru a baton ten sam musli czy crunche kosztuje 3-4 zł.
W dawnym sklepiku duży rogal kosztował 1,60zł a teraz malutka kanapeczka najtańsza 6zł.
Dla młodego człowieka to dużo więcej.
Rezultat będzie taki, że każdy będzie się zaopatrywał na mieście.
Jak ktoś ma z domu zdrowe nawyki, to będzie miał je zawsze.
Moje dzieci biorą często z domu przegryzki ( jogurty, musli, owocowe sałatki, ale i kanapki często z ziarnistym pieczywem, warzywami, chudą wędliną itd.)
Kupiłam specjalne pojemniczki, w których mogą sobie nosić i dowolne jedzenie przyrządzać, zresztą ja też do pracy sobie noszę.
Można?, można.
Mam nadzieję, że ktoś w tym kraju w końcu ureguluje tą sytuację, bo jest jedno wielkie zamieszanie.
Nikt nic nie wie, ale najważniejsze, że jest ustawa.

niedziela, 6 września 2015

Nigdy nie jest za późno na kiszone ogórki

Pod koniec sierpnia doszłam do wniosku, że fajnie by było zrobić kiszone ogórki.
Tym bardziej, że dzięki uprzejmości Pani z targowiska dowiedziałam się, jak to się robi.
Jak wiecie, jestem straszną gadułą( po Mamusi, kiedyś mnie to wkurzało, a teraz wielokrotnie na tym zyskuję) i tak od jabłek się zaczęło, kupiłam jeszcze pomidory, ogórki,a Pani do mnie: na kiszone?
- na mizerię.
- ale dobre są  na kiszone
- szczerze, to ja nie robiłam nigdy, więc nie wiem
Pani zrobiła zdziwioną minę, ale wytłumaczyła mi, co i jak po kolei.
Tak oto w wieku 37 lat w sierpniu tego roku zrobiłam po raz pierwszy w życiu ogórki kiszone.
W związku z tym, że mi się udało, postanowiłam zrobić więcej i tak kupiłam wór ogórków, koper, itd.
Wychodzę z hali targowej i spotykam znajomą.
Ona zdziwiona: teraz ogórki będziesz robić?
Ogórki się robi pod koniec lipca, a nie pod koniec sierpnia!
Nie byłam do końca przekonana, czy dobrze robię, ale po powrocie do domu zabrałam się do pracy.
Moja Mama dużo robiła przetworów, jak byłam mała, siadałam na podłodze i liczyłam słoiki pod stołem, które następnie lądowały na półce i koszu w piwnicy, a w zimie się zajadałam.
Najwięcej robiła kompotów, wiśni, ale też robiła ogórki( niestety nie nauczyła mnie) a nawet śliwki w occie.
Kilka lat temu znalazłam książkę kucharską i zrobiłam te śliwki, choć zabawy z nimi 3 dni, to warto było.
Ale też usłyszałam, że nadają się tylko te pierwsze śliwki.
Nie wiem, dlaczego?
Może mnie ktoś oświeci?!
Ale wracając do tematu ogórków kiszonych
Potrzebne są :
Ogórki
Koper ( ja miałam lekko przesuszony)
Czosnek
chrzan
sól
woda i słoiki czyste z nakrętkami
Ogórki płuczemy, do czystych słoików nakładamy w miarę ciasno, ale bez przesady.
Do każdego słoika koper, 2-3 ząbki czosnku, kawałek chrzanu, łyżkę soli 

Zalewamy zimną wodą i odstawiamy.
Mogą pyrkotać i może się troszkę wody wylać, ale to normalne.Po kilku dniach je lepiej dokręcamy i odstawiamy.


Po tygodniu są gotowe do zjedzenia, ja najczęściej je wykorzystuje do 2 dania, albo jak gotuje zupę ogórkową.