Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 września 2015

Szkoła się zaczęła- czyli 3 tydzień września

Choć większość  przed powrotem z wakacji do szkoły wzdryga się na samą myśl to z drugiej strony człowiek się nie może doczekać nowego roku szkolnego.
A może jakiś nauczyciel się zmieni? ciekawe, co się działo przez wakacje? jakiś remont, czy coś.
Jednak najważniejsi są ludzie, z którymi spędzaliśmy czas a nie widzieliśmy się przez okres wakacji.
Ciekawi, co u naszych znajomych gnamy do szkoły, stęsknieni za znajomymi, wspólnie spędzanym czasem, śmiechem, głupimi pomysłami, które po pewnym czasie możemy wspominać z rozrzewnieniem, a w dorosłym życiu będziemy mieli co opowiadać dzieciom.
Sama choć wiele lat temu skończyłam szkołę pamiętam te pierwsze dni, kiedy stało się na apelu na baczność, a najchętniej by się pogadało na korytarzu ze znajomymi.
     A u nas sporo zmian, Maro w 2 klasie, ale nikt nie wie  jakie książki ma mieć.
Część zostało mu z zeszłego roku, zwłaszcza te do przedmiotów zawodowych.
Za jedną chodziłam i chodziłam i nigdzie nie mogłam dostać, bo była nowa podstawa programowa, a on miał mieć starą.
Dopiero przez internet zamówiłam używaną, bo nie było innego wyjścia.
   Ogólnie zadowolony, choć uczyć się trzeba, a tu by się posiedziało jak w wakacje do północy pooglądało CSa.
    Angeli udało się odkupić książki od innego ucznia, ale.... no właśnie okazało się, że nauczyciel od angielskiego podane inne, chce, aby uczniowe kupili sobie inne książki.
Przecież to żaden kłopot.
Przemilczę to.
   Daria dostała książki w szkole, ale też 1 dnia nie, tylko stopniowo po kolei dostawali książki, do religii trzeba było dokupić.
   Początkowa euforia minęła, bo do sprawdzianów trzeba się uczyć, bo nauczyciele pytają itd.
Powrót do rzeczywistości.
Choć wakacje mieliśmy piękne słoneczne i gorące( czasem aż za bardzo) to już 2 września nastąpiła zmiana pogody.
Lubię deszcz, nie przeszkadza mi, ale spadek temperatury z 41 stopni na 11-12 to duży szok dla każdego organizmu.
Włączyła mi się jesienna chandra i przez 2 dni nic mi się nie chciało, ale co dzień obowiązków mnóstwo i jak nie zrobię systematycznie co dzień, to zaległości rosną i sterta do prasowania coraz wyższa i kurz nagle zaczyna osiadać wszędzie.
     Niby dzieci do szkoły poszły, powinnam mieć więcej czasu dla siebie, powinnam.
Ale co z tego, jak ja nie umiem odpoczywać, jak muszę wszystko robić już, teraz, od razu jak wpadnę na dany pomysł, a potem nie mam czasy, siły i padam ze zmęczenia.
Poza tym przed pracą staram się coś w domu ogarnąć i wiadomo, każdy ma swoje do zrobienia.
A po pracy staram się czas spędzać z dziećmi, dowiedzieć się, co było w szkole i ogólnie takie tam pogaduchy.
Obejrzeć wspólnie film, pograć w planszówki, albo w kosza,poćwiczyć.
Doba zdecydowanie dla mnie za krótka, dlatego też rzadziej na blogu się pojawiam.
Przykładowy mój plan dnia z założenia jest szalony, czasem jak komuś napiszę, lub powiem, to się łapie za głowię, kiedy ja znajduję czas.
A mnie się zdaje, że u mnie z organizacją krucho i choć chciałabym być perfekcyjna, nie jestem i choć sprzątam co dzień to nie widać itd.
Wróciłam znów do walki z kilogramami na 100%, nie to, że w wakacje sobie na wszystko pozwalałam, o nie.
Ale o tym innym razem, bo dziś ma być o szkole.
Dzieciaki niestety już zdążyły odchorować te chłodne dni, ale wracają szybko do zdrowia.
      Muszę Wam powiedzieć, że czas spędzony ze mną procentuje, bo czasem coś mimochodem napomknę, a potem się okazuje, że o tym na lekcji mówią i dzięki temu moje dzieciaki wiedzą o co chodzi i znają odpowiedź na pytanie. No wiadomo, że nie na każde, ale łatwiej im.
    Pewnego dnia wraca Daria ze szkoły i mówi od progu: Mamo wiesz co? dziś na wf miałam to ćwiczenie co razem robiłyśmy w wakacje. I mi pokazuje boczny plank:) miło mi się zrobiło, bo znała ćwiczenie i łatwiej jej było je wykonać.
Co dzień się w szkole więcej dzieje, nie zawsze jestem, żeby ich od razu wysłuchać, bo często mam na drugą zmianę i wracam wieczorem.
Nigdy nie byłam nachalna w pomaganiu dzieciom, ani nie wyręczałam ich, mogę ich odpytać, mogę pomóc, czy coś doradzić, a niektórzy odrabiają za dzieci pracę domową.
Wkurza mnie to, bo wiadomo, że rodzic lepiej zrobi niż dziecko, ale potem dzieci się czują źle, że dziecko które ma zrobione przez rodzica jest lepiej oceniane, niż to, które pracuje samo.
Poza tym potem rosną takie dzieci, które nie umieją same nic zrobić, bo były wyręczane.
Najczęściej to widać na sprawdzianach czy testach, gdzie trzeba samemu pomyśleć, bo Mama czy Tata nie podpowie.
Czasem Daria się na mnie gniewa, że nie chcę jej powiedzieć, ale wtedy jej tłumaczę, że to jej praca domowa, a nie moja i ona musi pomyśleć.
     Na razie problemów większych nie ma, poza tym, że szkoła to worek bez dna, składka na to i na tamto, a to trzeba to dokupić, a to jeszcze coś innego przynieść.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło mi, jak podzielisz się ze mną swoim zdaniem.Pozdrawiam