Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 stycznia 2016

Carpe diem- chwytaj dzień

Dawno już tak nie było, żebym tyle czasu nie pisała, ale szczerze mówiąc od Nowego Roku wiele nowych postanowień i zwyczajnie życie mnie wciągnęło.
Dzieje się dużo, choć troszkę rutyny na co dzień też jest, ale staram się korzystać, jak jest pogoda wybywam z domu, napawam się pięknem przyrody, spędzam czas z rodziną, robię zdjęcia i tak szybko na miłych chwilach mija mi czas.
Myślałam, że tamten rok ma jakieś przyspieszenie, ale ten rok od początku przyspieszył, a może po prostu mi szkoda czasu na leżenie i czekanie na... no własnie na co?
Szkoda mi czasu, wolę wykorzystać każdą chwilę, troszkę na obowiązki, pracę, część na przyjemności.
Staram się też egoistycznie robić coś dla siebie( o tym może następnym razem) ani się obejrzałam, a dobiega końca pierwszy miesiąc nowego roku.
Dziś też miałam sporo obowiązków, ale jak zobaczyłam, że Wisła ruszyła( lód puścił) i wyszło piękne słonko, nie mogłam po prostu siedzieć w domu i zająć się gotowaniem, dlatego pospacerowałam troszkę nad Wisłą, spędziłam czas z córką.













środa, 20 stycznia 2016

A ja lubię wszystkie cztery pory roku... ale najbardziej zimę

Nie wiem, czy kojarzycie taki utwór Czerwonych gitar, gdzie śpiewali o czterech porach roku i na koniec właśnie był taki refren: a ja lubię wszystkie cztery pory roku, bo każda z nich: wiosna, lato, jesień, zima przypomina mi... Ciebie :)
Patrząc na zmiany statusu i komentarze większość z nas nie przepada za zimą, za chłodem, woli wygrzewać się w lecie.
Ha, tylko, że w lecie te osoby piszą, że im za gorąco, za mało słońca, za dużo słońca, zbyt wiele komarów i inne takie.
Zima, lubię taką zimę jak jest teraz z lekkim mrozem, z słońcem i czasem nawet z błękitnym niebem.
Poniedziałek miał taki być wg prognoz, choć rozpoczął się szaro buro i ponuro wzięłam się za to, co misie lubię  najbardziej i ani się obejrzałam, jak faktycznie wyszło słonko i zrobiło się ładnie.
Niewiele się namyślając stwierdziłam, że to idealna pogoda na spacer, choć moja druga połówka nie była tak entuzjastycznie nastawiona do mojego pomysłu ,w końcu postanowiła mi towarzyszyć ( bo wiadomo, jeszcze jakieś wilki czy inne dzikie węże mnie porwą).
Ale szczerze mówiąc to lubię sobie z nim spacerować, zawsze człowiekowi milej, raźniej, można sobie pogadać, albo pomilczeć razem.
Plan był taki, że docelowo idziemy do Filii Bibliotecznej na obrzeżach miasta, bo termin oddania książki mnie gonił.
Wymyśliłam, że przejdziemy sobie przez park, tym bardziej, że od kilku dni na FB pojawiały się zdjęcia, jak jest ślicznie i zimowo.
Śnieg ubity skrzył się delikatnie pod stopami rozjaśniany promykami słońca, było tak biało i cicho i tylko delikatne poruszenie wśród drzew zwróciło moją uwagę.
Na odległość dosłownie paru metrów siedział sobie dzięcioł, przekrzywiał swój łebek z czerwoną czapeczką i z jednej strony zaglądał i przeskakiwał na drugą i badał dzióbkiem drzewo.
Staliśmy wpatrzeni w niego bojąc się spłoszyć tą chwilę, zrobiłam nawet zdjęcie, ale nie wiem, czy się dopatrzycie go, bo skubaniutki jest bardzo zwinny i żywiołowy i pozować nie miał nastroju.
W końcu przeszliśmy dalej podziwiając piękno otaczającej nas przyrody, tych starych pięknych zabytków na tle błękitnego nieba i bieli śniegu.
Pamiętałam, jak jako gówniarze zjeżdzaliśmy z tych górek na sankach, a czasem na "byle czym".
Ślady na śniegu wskazywały,że i teraz śmiałków zimowego szaleństwa nie brakuje.



A tutaj widać tzw. Lochy, które kiedyś były dostępne dla zwiedzających, a niedługo pewnie będą zasypane i będą tylko wspomnieniem.

W oddali wyłania się Świątynia Sybilli 



A tutaj odnoga Wisły- Łacha, jak widać pomimo niewielkiego mrozu śmiałkowie ryzykują i spacerują po kruchym lodzie, oby tylko straż pożarna nie musiała ich ratować

Mogłabym tak iść i iść, a wokół tylko drzewa, słońce i ukochana osoba

Stary mostek, ma swój urok, tylko szkoda, że nie ma pieniędzy na odnowienie go

Widok z niego piękny, a jeszcze kilka lat wcześniej pod nim płynęła woda


Uwielbiam przydrożne kapliczki, mam do nich słabość, choć nie zawsze uda mi się je sfotografować

Cel osiągnięty, od razu zaznaczę ( dla tych, którzy mieszkają w moim mieście) że tzw. kobiece książki typy Grochola, Kalicińska, Michalak dostępne są w niej w zasadzie od ręki, warto się przejść i pożyczyć sobie od razu kilka, polecam zabrać plecak :)


Droga powrotna, jak widać nie brakuje śmiałków jazdy na rowerze, jednakże ja odpuszczam, nie podejmuję się jazdy po śniegu, nie mam odpowiednich opon, ani umiejętności

Zrobiłam nam wspólne zdjęcie, jakie długie z nas ludziki :)

Oczywiście w drodze powrotnej kilka moich fotek, bo aż mi było żal do domu wracać


Rześkie powietrze, ruch na nim to jest to  co lubię.
Zaczynam coraz poważniej rozważać tuptanie z kijkami, na razie teoretycznie :)

Diabelskie schody,  w zimie trzeba na nich uważać, bo jest ślisko i niestety sporo wyrw, oraz potłuczonego szkła

A w oddali Domek Chiński, który nie jest dostępny dla zwiedzających :(




A tutaj już schody angielskie, choć wypadało by aby się nazywały anielskie :)

Na nich również trzeba uważać, bo porozbijane są butelki po tanim winie 


Domek Aleksandryjski ( jak go ujrzałam od razu pomyślałam o jakiejś sesji modowej, ale jest problem, ja się nie rozepnę, nie rozbiorę w takiej scenerii, nawet jakby mi zapłacili.
Wiem, że inne blogerki dla zdjęcia, na chwilkę tak robią, ale ja taką " chwilę" zawsze odchoruję.
Chyba, że będzie wyjątkowo ciepło, albo jakby mnie wpuścili do środka  :)


Ostatnie spojrzenie na piękny i spokojny park i czas wracać do domu i do codziennych obowiązków.



sobota, 16 stycznia 2016

Szturgańce-kluski z ziemniaków

Podczas Sylwestra z moim rodzeństwem wspominaliśmy sobie różne sytuacje, potrawy i tak przypomnieli mi o kluskach, jakie robiła Mama.
Jedna umiem robić tzw"kładzione" ale o tych zupełnie zapomniałam.
Przepis jest dosyć prosty, może danie nie jest mało kaloryczne, ale czasem człowiek chce coś innego zjeść, a nie tylko odłtuszczone potrawy.
Ziemniaki jak do placków ziemniaczanych ścieramy na tarce, ale mniej radzę  wziąć, bo prawie tyle samo trzeba mąki dodać, więc potem będzie bardzo dużo tego ciasta.
Kilka ziemniaków
1 jajko
mąka
sól, pieprz
cebulka

Cebulkę kroimy drobniutko dodajemy do ziemniaków, sól , pieprz i jajko i dosypujemy na gęsto mąki mieszając.
Będzie się ciężko łyżką mieszać, ale musi być tak gęste ciasto, aby łyżka stała przez około minuty.

Następnie w garnku zagotowujemy posoloną wodę, możemy troszkę oleju dodac,aby kluski się nie skleiły.
Bierzemy nową łyżkę, zanurzamy we wrzątku i powoli odkrawamy każdy klusek.
Chwilkę się pogotują i są gotowe.
Proponuję podawać ze skwarkami:)

środa, 13 stycznia 2016

Rok zaczął się chorobowo

Postanowienia postanowieniami, a życie sobie.
Jak to mówią; jeśli chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach.
Choroba nie wybiera, a ja szczerze mówiąc nie doleczyłam się, w dodatku Nowy Rok przywitał nas mrozem i niestety zaraz po weekendzie wybrałam się do lekarza i tym razem skończyło się zwolnieniem i kolejnym antybiotykiem.
Niestety dołączyła do mnie młodsza córka, która też wylądowała w domu na antybiotyku.
I tak nasza aktywność ograniczała się do przejścia do kuchni, wypicia czegoś, jedzenia z musu, wzięcia leków i spania.
Zestaw całkiem niezły, ale najważniejsze było dla mnie aby leki działały, abym szybko stanęła na nogi.
Wiadomo, że w dzisiejszych czasach lepiej nie brać zwolnienia, nie chorować, ale czasem po prostu się nie da.
Dodatkowo jakieś uczulenie mnie dopadło, albo i alergia, choć kiedy nie jestem u alergologa to mówi, że zdrowa jestem i nie mam alergii pomimo odczynów podczas testów.
Chyba czas zmienić alergologa.
Nawet nie wiedziałam, że jestem w stanie spać pod rząd 12 godzin, wstać tylko aby wziąć leki napić się i przespać resztę dnia.
Nie przeszkadzały mi ani rozmowy dzieci, włączony telewizor, ani włączone światło.
Starałam się ograniczać do minimum ilość leków i suplementów, ale i tych które musze wziąć troszkę było.
Na szczęście leki dla mnie i córki były trafione i już prawie zdrowe od poniedziałku chodzimy ona do szkoły, ja do pracy.
Za to starsza córka się rozchorowała, też wylądowała na antybiotyku w domu.
Mam nadzieję, że limit chorowania na ten rok wyczerpaliśmy.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Gram z WOŚP

Wiem, że teraz to na topie, ale nie dlatego o tym piszę, że za nami kolejny już 24 finał .
Pamiętam jak dziś, będąc na patologii ciąży z drugim dzieckiem jak zobaczyłam przechodząc korytarzem pierwszy inkubator z serduszkiem, a w nim jakieś bezbronne maleństwo.
Mam nadzieję, że wyrosło na zdrowego mądrego młodego człowieka.
Podczas wykonywania usg zerknęłam ot tak na całe to urządzenie, na którym było serduszko, wiedziałam, że ten sprzęt został kupiony również z pieniędzy zebranych na WOŚP.
Od dziecka lubiłam pomagać, często wokół siebie miałam ludzi, którym potrzebna jest pomoc, a czasem wystarczy tylko rozmowa, czy czyjaś obecność, dlatego co roku dorzucałam swoje grosiki na szczytny cel.
Od 4 lat razem z dziećmi uczestniczyłam w tym wydarzeniu również z tej drugiej strony, ponieważ dzieci chciały być wolontariuszami, a ja jako opiekun stałam i zbierałam z nimi.
W tym roku sama postanowiłam, że zostanę wolontariuszem, choć większość wolontariuszy to młodzi ludzie.
Pomimo tego, że nie było specjalnego mrozu wiatr i padający śnieg lekko utrudniał stanie.
Co pewien czas chowałyśmy się w ciepłe miejsce, tym bardziej, że obie z Darią zbierałyśmy świeżo po chorobie.
Przeszłyśmy parę kilometrów, trochę w centrum handlowym stałyśmy, a na wieczór poszłyśmy do sztabu się rozliczyć.
W sumie we trzy zebrałyśmy prawie 2000zł, w tym Angela zebrała 900zł.
A nasz sztab zebrał w sumie do chwili obecnej  z puszek 65924,64zł plus aukcje.
Mam nadzieję, że pieniążki zebrane w całej Polsce i za granicą pozwolą na zakup potrzebnego sprzętu.
A dlaczego pomagam?
Dlatego, że gdzie się nie obejrzę widzę sprzęt zakupiony przez orkiestrę, aparat do kroplówek( kiedy byłam na oddziale dziecięcym z dzieckiem) był kupiony przez WOŚP, w zasadzie wszystkie elektroniczne aparaty do kroplówek, nawet na porodówce.
Ostatnio jak robiłam badania również korzystałam ze sprzętu kupionego przez WOŚP.
Młodsza miała dwukrotnie wykonywane badanie słuchu dzięki orkiestrze, jak leżała na oddziale dziecięcym to również usg i rtg miało serduszko.
Zresztą w obecnej chwili chyba nie ma oddziału, na którym nie byłoby sprzętu zakupionego przez orkiestrę.
Jak zbierałyśmy nie miałyśmy w sumie jakiś incydentów chamskich, tylko 2 osoby powiedziały, że nie dadzą na Owsiaka.
Ja nikogo nie zmuszam i nie rozliczam, ale myślę, że Pan Owsiak, choć jak ktoś chce to może mu coś zarzucić( jak każdemu) mimo wszystko robi kawał dobrej roboty i pomaga wielu osobom.

Dziękuję wszystkim Wolontariuszom za udział w orkiestrze, oraz wszystkim ludziom dobrego serca za wsparcie tak szczytnego celu.


sobota, 2 stycznia 2016

Postanowienia noworoczne

Każdy chyba robi co roku postanowienia, ja od kilku lat spisuję je na blogu i przynajmniej część z nich staram się zrealizować.
Choć jest mnóstwo śmiesznych demotów na ten temat, bo wiadomo, człowiek planuje, a potem mu zapału brak itd.
W związku z tym, że jednym z moich nowych postanowień jest nie odkładanie na potem najpierw rozliczę się z postanowieniami z ubiegłego roku.

Chciałam
1. Spędzać więcej czasu z rodziną, tą bliższą i dalszą ( odnowić zapomniane kontakty i częściej odwiedzać bliskich)

Częściowo się udało, jestem na dobrej drodze , niektóre kontakty odnowiłam :)

2. Pojechać do Warszawy zobaczyć Centrum Kopernika lub coś innego

Udało się pojechać do Warszawy, byliśmy na Starówce i w Polinie :)A nawet na Zamku Królewskim

3.Nauczyć się robić sushi

Szczerze to podobno najtrudniejsze jest zwijanie i to mnie przeraziło, choć matę do zwijania nabyłam.
Nie udało się.

4.Częściej wychodzić z J ( do kina, na spacer, na kawę)
Częściowo się udało, ale nie do końca. Może w nowym roku nad tym popracuje.

5.Do czerwca zobaczyć na wadze 75 kg bo co mi spadnie na 81 do wraca na 84

Niestety w tej kwestii totalna porażka, przytyłam w tym roku co minął i to sporo.
Na wadze zobaczyłam bałwany i się załamałam.
Muszę porządnie się wziąć za siebie.

6.Przejechać łącznie 580km

Przejechałam ponad 600 do wakacji, jednak liczniki za parę zł są nic nie warte i z moich wyliczeń wynika, że w sumie w tym roku około 1000km przekręciłam, ale muszę zainwestować w porządny licznik, który mi nie padnie po 500km.

7. Chodzić na siłownię

Chodziłam cały karnet, który miałam wykupiony i gdyby nie kwestia finansów to nadal bym chodziła, bo bardzo mi się podobało.

8. Postarać się wcielić w życie rady Anthei Turner i gonić częściej dzieci do pomocy.

Częściowo mi się udało, bo staram się nie naciskać jak na mnie naciskano, że muszę zrobić i nie ma przeproś.
Jak widzę, że dzieci zmęczone po szkole i dodatkowych zajęciach to odpuszczam, ale chcę aby się jak najwięcej nauczyły, bo nigdy nie wiadomo, kiedy tą wiedzę wykorzystają w życiu.

9. Nauczyć się robić coś ładnego na szydełku

Nie udało się

10. Umieć się zatrzymać, znaleźć czas dla siebie, cieszyć z małych rzeczy

Udało się :)

 Postanowienia w 2016 roku

1.Nauczyć się robić Sushi ( przepisałam :) może tym razem się uda
2.Do marca zobaczyć na wadze 80kg ( obecnie 88,8kg) do czerwca zobaczyć na wasze 75kg
3. Pojechać nad morze
4. Spędzić czas z przyjacielem
5.Przeczytać 52 książki
6.Częściej spędzać z J czas, wychodzić, być razem
7. Pracować nas sobą ( ćwiczyć fizycznie ale i psychicznie rozwijać się)
8. Przygotować jakąś niespodziankę na rocznicę.
9. Nie odkładać niczego na potem( chyba, że zabraknie mi doby).
10. Nie rozpamiętywać, co było, nie żałować, odepchnąć się mocno i realizować się.

piątek, 1 stycznia 2016

Przemyślenia na koniec/początek roku

Kończy się jeden rok, zaczyna drugi, człowiek zastanawia się: jaki będzie? co nam przyniesie?
Jakie postanowienia uda się nam zrealizować, a które przepiszemy na kolejny rok?
Wczorajszy dzień Sylwestrowy był szalony, od samego rana w biegu i ciągle coś.
Brakowało mi tego spokoju, zastanowienia się nad sobą, złapania dystansu do pewnych spraw.
Nie wiem, może zwyczajnie się starzeję, taka kolej rzeczy.
Może po prostu  mój organizm daje mi znak, że muszę pomyśleć o sobie.
Owszem jest Rok Miłosierdzia i cieszę się z tego mocno i staram się co dzień, ale jestem tylko i  aż człowiekiem.
Czasem zwyczajnie nie mam siły, brak mi cierpliwości, brak mi takiego czasu tyko dla mnie, na spokojną myśl, na rozmowę z samą sobą( wszak jak mówią mądrzy ludzie i demotywatory
Każdy potrzebuje czasem pobyć całkiem sam, pozbierać myśli, przeanalizować, dojść do jakiś wniosków.
Wczoraj mi zabrakło tego czasu, bo tylko: Maju to i Maju tamto.
Haloł, ja jestem jedna a każdy coś ode mnie chce.
Robiłam i robiłam i ani za mną ani przede mną, a za oknem taki piękny dzień.
Piękny, choć mroźny i tak postanowiłam, że muszę wyjść, muszę złapać tą chwilkę dla siebie, spojrzeć na to wszystko z dystansu.
Daria, która bardzo dużo mi pomogła też już miała dość, więc niewiele myśląc i zastanawiając się, czy mi wypada tak zostawić wszystko w trakcie ubrałam się i wyszłam, zanim pożałuję, zanim zawrócę do obowiązków których nie przerobię i mi nie uciekną.
Przeszłyśmy się nad Wisłą, świeciło słońce, zero wiatru, powrzucałyśmy sobie kamyczki do wody( no dobra głównie Daria wrzucała) podziwiałyśmy piękno otaczającego nas świata.
Doszłam do wniosku, że był to bardzo udany dla mnie rok, wiele się nauczyłam ( choć nadal jeszcze wiele muszę się nauczyć) poznałam cudownego człowieka, który odmienił moje życie i któremu będę wdzięczna do końca życia.
Zwykły a jakże niezwykły człowiek, jak go ktoś nazwał Boży Człowiek, który w jednym zdaniem potrafił za sobą pociągnąć ludzi.
Niezwykle skromny, rozsiewający wokół dobroć i miłość do drugiego człowieka, nawet różnica kulturowo- językowa nie stanowiła żadnej bariery.
Mogę podziękować Bogu za tego człowieka, który stanął na mojej drodze i utwierdził mnie, że to co robię, jest dobre.

Odważyłam się zrobić to, o czym marzyłam, ale bałam się zaryzykować, spróbować i cieszę się, że wzięłam udział w takim pięknym wydarzeniu jakim były Warsztaty Gospel.
Nie martwcie się, nie zmieniłam się z dnia na dzień w klepiący zdrowaśki od rana do wieczora fanatyczny babol.
Uważam, że każdemu z nas modlitwa, moment skupienia, wyciszenia, rachunek sumienia jest potrzebny, obojętnie jakiej jest wiary.
Jednak we wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek, a także do niczego nie przymuszać, bo nie tędy droga.
Ostatnio zadano mi pytanie, czy wcześniej chodziłam na Roraty?
-Tak chodziłam, choć wtedy nikt nie miał komputera, a o FB się nikomu nie śniło i nie zmieniałam statusu.
Bo w tym roku o tym piszę na forum publicznym.
Hm... czy kogoś tym uraziłam?
-Chyba nie.
Skoro każdy może wrzucać w zasadzie wszystko, to dlaczego mam nie wrzucić, że chodziłam na Roraty? Nie wstydzę się tego, jestem dumna.
Takie było moje postanowienie Adwentowe.
Mogłam kolejny raz postanowić nie jeść słodyczy, lub mniej siedzieć na internecie, ale chciałam tym razem chodzić co dzień na Roraty.
Co mi to dało?
Komuś, kto nie wierzy w Boga trudno to wytłumaczyć, ale dało mi to taki wewnętrzny spokój, ukierunkowało mnie, aby starać się być dobrym każdego dnia, nawet w takich małych gestach jak telefon do Babci, rozmowa z sąsiadem, przytrzymanie drzwi do bloku, windy, uśmiech i zwykłe "Dzień dobry".
Mówią, winny się tłumaczy, ale ja nie czuję się winna, czuję się w obowiązku odpowiedzieć osobom, które tego nie rozumieją.
Jeszcze kilka lat temu nikt by mnie nie zmusił do codziennego wstawania co rano aby zdążyć na 6tą do kościoła, ale zmieniło się moje podejście do wielu spraw, czułam taką potrzebę i udało się.
Nigdy nikogo nie odciągałam od wiary i nie narzucałam na siłę, uważam, że to każdego indywidualny wybór, w końcu mamy wolną wolę.

Będąc nad Wisłą zastanawiałam się, jaki będzie ten Nowy rok?
Co dobrego nam przyniesie?


































Doszłam do wniosku, że to jaki będzie ten rok zależy w dużej mierze od nas, bo jak to mówią nic w przyrodzie nie ginie i jak damy coś od siebie to otrzymamy.
Jeżeli jesteśmy dobrzy, staramy się postępować fair, nawet jeżeli mamy wokół siebie nieżyczliwych czy zgorzkniałych ludzi, to kiedyś ta karta się odwróci i to dobro do nas wróci.
Poza tym, jak się nastawimy, że nam się coś nie uda, to siłą rzeczy nie zaangażujemy się w to w 100% bo z góry podejdziemy do tego z dużą dozą niepewności i w gruncie rzeczy nam się nie uda.
Nawet jeżeli weźmiemy przykładowe odchudzanie, jak z góry założymy sobie, że nie dam rady zrzucić 8, co tam 8 ja 2 kilo nie dam rady zrzucić, w efekcie nie robimy nic w tym kierunku, żeby nam się udało, więc się nie udaje.
Nowy rok, nowe wyzwania, plany, wszystko przed nami kochani,tylko warto uwierzyć w siebie i realizować to, co sobie założymy.
Nigdy nie jest za późno, by coś w sobie zmienić, by zawalczyć o siebie, by być szczęśliwym.
A co to jest szczęście ktoś zapyta?
Dla każdego szczęście to co innego.
Dla jednego szczęście to przejrzeć się w oczach ukochanego, dla innego spędzić szalony weekend na krańcu świata, a dla kogoś innego przejść/przebiec/przejechać wiele kilometrów, zmierzyć się z samym sobą.
Dla mnie szczęście to Kochać i być kochaną i tego Wam życzę na ten Nowy Rok.





Abyśmy umieli się zatrzymać, dostrzec to, co w naszym życiu ważne, zauważyć bliskich ludzi wokół nas, uśmiechać się jak najczęściej, bo jak my będziemy szczęśliwi to nasze rodziny też będą szczęśliwe i wszystkim nam będzie się lepiej żyło .