Patrząc na zmiany statusu i komentarze większość z nas nie przepada za zimą, za chłodem, woli wygrzewać się w lecie.
Ha, tylko, że w lecie te osoby piszą, że im za gorąco, za mało słońca, za dużo słońca, zbyt wiele komarów i inne takie.
Zima, lubię taką zimę jak jest teraz z lekkim mrozem, z słońcem i czasem nawet z błękitnym niebem.
Poniedziałek miał taki być wg prognoz, choć rozpoczął się szaro buro i ponuro wzięłam się za to, co misie lubię najbardziej i ani się obejrzałam, jak faktycznie wyszło słonko i zrobiło się ładnie.
Niewiele się namyślając stwierdziłam, że to idealna pogoda na spacer, choć moja druga połówka nie była tak entuzjastycznie nastawiona do mojego pomysłu ,w końcu postanowiła mi towarzyszyć ( bo wiadomo, jeszcze jakieś wilki czy inne dzikie węże mnie porwą).
Ale szczerze mówiąc to lubię sobie z nim spacerować, zawsze człowiekowi milej, raźniej, można sobie pogadać, albo pomilczeć razem.
Plan był taki, że docelowo idziemy do Filii Bibliotecznej na obrzeżach miasta, bo termin oddania książki mnie gonił.
Wymyśliłam, że przejdziemy sobie przez park, tym bardziej, że od kilku dni na FB pojawiały się zdjęcia, jak jest ślicznie i zimowo.
Śnieg ubity skrzył się delikatnie pod stopami rozjaśniany promykami słońca, było tak biało i cicho i tylko delikatne poruszenie wśród drzew zwróciło moją uwagę.
Na odległość dosłownie paru metrów siedział sobie dzięcioł, przekrzywiał swój łebek z czerwoną czapeczką i z jednej strony zaglądał i przeskakiwał na drugą i badał dzióbkiem drzewo.
Staliśmy wpatrzeni w niego bojąc się spłoszyć tą chwilę, zrobiłam nawet zdjęcie, ale nie wiem, czy się dopatrzycie go, bo skubaniutki jest bardzo zwinny i żywiołowy i pozować nie miał nastroju.
W końcu przeszliśmy dalej podziwiając piękno otaczającej nas przyrody, tych starych pięknych zabytków na tle błękitnego nieba i bieli śniegu.
Pamiętałam, jak jako gówniarze zjeżdzaliśmy z tych górek na sankach, a czasem na "byle czym".
Ślady na śniegu wskazywały,że i teraz śmiałków zimowego szaleństwa nie brakuje.
A tutaj widać tzw. Lochy, które kiedyś były dostępne dla zwiedzających, a niedługo pewnie będą zasypane i będą tylko wspomnieniem.
W oddali wyłania się Świątynia Sybilli
A tutaj odnoga Wisły- Łacha, jak widać pomimo niewielkiego mrozu śmiałkowie ryzykują i spacerują po kruchym lodzie, oby tylko straż pożarna nie musiała ich ratować
Mogłabym tak iść i iść, a wokół tylko drzewa, słońce i ukochana osoba
Stary mostek, ma swój urok, tylko szkoda, że nie ma pieniędzy na odnowienie go
Widok z niego piękny, a jeszcze kilka lat wcześniej pod nim płynęła woda
Uwielbiam przydrożne kapliczki, mam do nich słabość, choć nie zawsze uda mi się je sfotografować
Cel osiągnięty, od razu zaznaczę ( dla tych, którzy mieszkają w moim mieście) że tzw. kobiece książki typy Grochola, Kalicińska, Michalak dostępne są w niej w zasadzie od ręki, warto się przejść i pożyczyć sobie od razu kilka, polecam zabrać plecak :)
Droga powrotna, jak widać nie brakuje śmiałków jazdy na rowerze, jednakże ja odpuszczam, nie podejmuję się jazdy po śniegu, nie mam odpowiednich opon, ani umiejętności
Zrobiłam nam wspólne zdjęcie, jakie długie z nas ludziki :)
Oczywiście w drodze powrotnej kilka moich fotek, bo aż mi było żal do domu wracać
Rześkie powietrze, ruch na nim to jest to co lubię.
Zaczynam coraz poważniej rozważać tuptanie z kijkami, na razie teoretycznie :)
Diabelskie schody, w zimie trzeba na nich uważać, bo jest ślisko i niestety sporo wyrw, oraz potłuczonego szkła
A w oddali Domek Chiński, który nie jest dostępny dla zwiedzających :(
A tutaj już schody angielskie, choć wypadało by aby się nazywały anielskie :)
Na nich również trzeba uważać, bo porozbijane są butelki po tanim winie
Domek Aleksandryjski ( jak go ujrzałam od razu pomyślałam o jakiejś sesji modowej, ale jest problem, ja się nie rozepnę, nie rozbiorę w takiej scenerii, nawet jakby mi zapłacili.
Wiem, że inne blogerki dla zdjęcia, na chwilkę tak robią, ale ja taką " chwilę" zawsze odchoruję.
Chyba, że będzie wyjątkowo ciepło, albo jakby mnie wpuścili do środka :)
Ostatnie spojrzenie na piękny i spokojny park i czas wracać do domu i do codziennych obowiązków.
Ja zimę lubię, ale przez okno :) Niestety należę do tych ciepłolubnych, którym niezależnie od obuwia i rękawic ciągle marzną kończyny. Moją ulubioną porą roku jest wiosna. Przyroda budzi się do życia, dni są dłuższe, jest pięknie i zielono i można wyskoczyć na rower :)
OdpowiedzUsuńwww.majniaki.pl www.szafamajniaka.blogspot.com
Ja niestety też jestem zmarźluchem i najbardziej moje ręce na tym cierpią, poza tym od pewnego czasu nie moge wykonywać moich ukochanych aniołków na śniegu, ale kocham tą zimę, ten cudny biały śnieg, tak się zdaje spokojnie i czysto na świecie :)
OdpowiedzUsuńA po spacerze z gorącą herbatą z malinami pod kocyk hihi