Jednak jak przyszło co do czego, postanowiłam skupić się na sobie, wyspać, odpocząć tak jak lubię podziwiając przyrodę.
Tym bardziej, że ostatnio walczę z " osłabieniem organizmu" biorę leki, aby było lepiej, ale potrzeba mi też snu, wytchnienia, spokoju.
Pierwszy dzień urlopu był ciepły, choć nie upalny, dlatego wybrałam się rowerem do parku.
Choć z pewną dozą nieufności podchodzę do wszelkich owadów i z dzieciństwa mam pewien "uraz" to bardzo lubię obserwować pszczółki, motyle
Można powiedzieć, że mam też swoistą manię Dyzio-marzyciela, lubię przyglądać się chmurom, zastanawiając się, do czego są podobne, jak szybko zmieniają kształty, mknąc po niebie
Nie mogło zabraknąć i selfie
A tutaj jak Chopin po koncercie, nazwijmy to artystyczny nieład hihi
Postanowiłam nakarmić kaczki czerstwym pieczywem, a dopiero potem doczytałam, że ptaków nie powinno się dokarmiać pieczywem, gdyż kwaśnieje im w żołądku :(
Obiecuję, że następnym razem specjalnie kupię ziarno dla ptaków, aby im sypnąć od serca
Zdjęcia z perspektywy trampka :)
Usiadłam sobie w trawie nad Łachą( odnoga Wisły w dolnym parku) i tak siedziałam, podziwiałam chmury, szum drzew, śpiew ptaków, kaczki i mewy/rybitwy i słońce.
Tego mi było trzeba, ani się obejrzałam, a minęło 2 godziny, a mogłabym tak siedzieć cały dzień, ale trzeba było iść dalej.
tzw. Angielskie schody :)
Pałac Czartoryskich od innej strony
Świątynia Sybilli
Posiedziałam sobie na ławce, troszkę się poopalałam, wysłuchałam śpiewu ptaków i rechotu żab, wrzucam krótki filmik, abyście też mogli posłuchać
Na koniec przeszłam do osady pałacowej, gdzie jest przepiękna fontanna i pawie :)
Wszystko co piękne szybko się kończy, zrobiło się późno i czas był na to, aby wrócić do domu i zająć się obowiązkami.
Drugiego dnia urlopu umówiłam się z moją przyjaciółką Basią, z którą umawiałyśmy się na pogaduszki jakiś rok, albo lepiej, bo ciągle czasu brak.
W końcu się spotkałyśmy, pochodziłyśmy nad Wisłą, spedziłyśmy miły czas na Marinie, pospacerowałyśmy po mieście i wylądowałyśmy na mrożonej kawie w centrum miasta
Polecam, bo bardzo pyszna i wliczona w mój limit kaloryczny hihi:)
Ani się obejrzałyśmy a z 11tej o której się spotkałyśmy zrobiła się 15ta i każda z nas musiała wrócić do swoich obowiązków, ale to był kolejny udany i miły dzień :)
Każdemu z nas potrzebny jest reset, każdy resetuje się inaczej. Na łonie przyrody uwielbiam, a najbardziej na plaży. Mogę godzinami patrzeć się na morze, i nigdy mi się nie nudzi. Napawam oczy słońcem, chmurami i wodą. Woda mnie resetuje, uspokaja, bardzo się cieszę, że mieszkam nad Wisłą i mogę parę razy dziennie patrzeć na wodę.
OdpowiedzUsuńJa też lubię morze, ale byłam nad morzem przez 38 lat aż 3 razy, z tego 2 razy pamiętam, więc o morzu to ja sobie mogę pomarzyć, ale przyroda, słońce, zieleń mnie pozytywnie nastraja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Musisz w końcu pojechać, choćby na kilka dni! My od czwartku do niedzieli będziemy resetować się w górach na szlakach i powiem Ci, że nie potrafię w tym momencie już o niczym innym myśleć, ale taka szansa pojechania samemu trafia się raz na kilka lat. Piękne zdjęcia i uwielbiam Twoje poczucie humoru :)
UsuńFajnie, że pojedziecie, zresetujecie się.
UsuńKurcze, ja w życiu w górach nie byłam.
Na koloniach pod Nowym Sączem, ale to się średnio liczy.
Może kiedyś?
A co do morza, to jestem w trakcie myślenia :D