Łączna liczba wyświetleń

sobota, 17 listopada 2018

17 listopada Dzień Wcześniaka, dla nas po raz pierwszy

Do tej pory nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest coś takiego jak Międzynarodowy Dzień Wcześniaka.
Dziś będąc mamą wcześniaka o tym wiem, dobrze. że w mediach o tym mówią, że lekarze, których obserwuję o tym piszą.
Może napiszę Wam moją historię z mojej perspektywy.
Jak część z Was wie, lub nie ta ciąża była od początku ciążą wymagającą ode mnie wiele.
Musiałam brać leki, być na zwolnieniu, leżeć, a i tak co rusz nagle musiałam jechać do gina, bo coś się działo.
O ciąży Wam może napisze oddzielnego posta, bo sporo tego jest.
Od początku października brzuch mi się opuścił i czułam się jak w początkach ciąży, przemęczona, ciągle bym spała i na nic do jedzenia nie miałam ochoty.
Mały w brzuchu ogólnie dosyć delikatnie się ruszał, ale 3 października nie czułam jego ruchów przez kilka godzin.
W nocy podjechałam na IP gdzie zrobili mi ktg, podczas którego młody się ruszał i odesłali do domu.
w nocy z niedzieli 7 października na poniedziałek znów nie czułam ruchów.
Było to tym bardziej dziwne, że młody jak nawet w dzień był spokojny to koło 22-23ej się uaktywniał.
U mnie w przychodni nie było położnej,która by mi mogła zrobić ktg.
Podjechałam do prywatnego gabinetu, ale mi powiedzieli, że bez ginekologa nikt mi nie podłączy.
Zadzwoniłam do mojego gina i pokierował mnie do przychodni w której najpierw musiałam poczekać.
Potem dostałam nr do Pani położnej, po całym wywiadzie przez telefon Pani mi powiedziała, że może mi zrobić ktg następnego dnia.
Ale ja jakoś ubłagałam ją i podesłała mi swoją koleżankę.
Z wynikiem poszliśmy do szpitala, choć położna mi powiedziała,że jest równy zapis i nie widać, aby dziecko się ruszało.
Lekarz obejrzał wynik powiedział,że jest ok i odesłał do domu.
W nocy obudził mnie ból brzucha i poczułam jakby mi częściowo wody odeszły i zaczęłam plamić.
Zadzwoniłam po męża i podjechaliśmy na IP.
Podłączyli pod ktg, miarowe, usg lekarz stwierdził, że nie jest dobrze, ale nie wiedziałam co i jak?
Znów mi podłączyli ktg, kazali wypić słodkie i nic.
Do kolejnego usg został zawołany inny ginekolog, od którego się dowiedziałam, że rozważają cesarskie cięcie, ponieważ jest mała ilość wód, złe przepływy a wielkość dziecka taka jak 2 tygodnie temu na 33tc a byłam w 35tc.
Zapytali mnie, czy dostawałam sterydy na płucka dziecka?
Potem mnóstwo pytań od anestazjologa, 7 razy mi się wkłuwali zanim mi założyli wenflon.
Ręce mi się z nerwów trzęsły i Pani anastezjolog powiedziała,że najlepsze dla mnie wyjscie to jak mnie uśpią.
Obudziłam się,kiedy przekładali mnie na łóżko i zaczęłam płakać, bo nikt mi nic nie mówił.
Jak mnie wywieźli na korytarz podszedł do mnie Jacek i powiedział,że widział małego, że jest w inkubatorze i dostaje tlen.
Znowu usnęłam, co rusz pojawiała się pielęgniarka aby mi mierzyć ciśnienie, od której niczego o dziecku nie mogłam się dowiedzieć.
Na chwilę przyszedł Jacek, mówił, że jest ok.
Chciałam zobaczyć dziecko, ale 12 godzin musiałam na płasko leżeć.
Poprosiłam Jacka, aby zrobił małemu zdjęcie i mi przesłał.

W międzyczasie przyszła Pani od noworodków, nacisnęła mi piersi i stwierdziła, że jeszcze siary nie ma.
Zostawiła mi pojemnik, abym odciągnęła siarę.
Tylko jak to miałam zrobić leżąc płasko???
Zostałam z myślami sama, znowu płakać mi się chciało.
Wieczorem dołączyła do mnie inna Pani do CC, za chwilę przynieśli jej córeczkę, którą mogła karmić i przytulać.
Było mi ogromnie przykro, że nie mogę przytulić swojego dziecka.
Na wieczornej wizycie poprosiłam, aby mnie ktoś zawiózł do dziecka, to usłyszałam, że nie ma takiej opcji.
A w ogóle jakby mi zależało, aby zobaczyć dziecko, to bym poszła i zobaczyła.
Pionizowanie po cesarce to masakra, ale wszystko człowiek jest w stanie przeżyć.
Następnego dnia z rana przenieśli nas do innej sali i podczas porannej wizyty noworodkowej każda Pani była informowana o stanie zdrowia dziecka, dziecko badane przy Mamie itd.
A ja nic nie wiedziałam.
W pewnym momencie podszedł do mnie jeden z lekarzy i zapytał: Pani jest Mamą tego wcześniaczka z wczoraj?
Musi się Pani nauczyć cierpliwości i powoli się Pani nauczy jak być Mamą wcześniaka.
Jeżeli nie mówimy nic to jest dobra wiadomość, jeżeli mówimy, że stan jest stabilny to też jest dobra wiadomość.
Proszę się nie obwiniać,to nie Pani zawiązała supeł na pępowinie dziecka i dlatego były złe przepływy.
Czasem tak się po prostu dzieje, dobrze, że w porę był wyjęty.
Powiedział mi ,że mały miał podłączony tlen, ale tylko przez kilka godzin, bo szybko mu wzrosła saturacja i zaczął samodzielnie oddychać.
Dowiedziałam się,że zrobili mu usg przez ciemiączkowe, rtg klatki piersiowej, które wykazało zapalenie płuc, że ma wdrożony antybiotyk i kroplówkę odżywieniową.
Kiedy przyszedł Jacek w odwiedziny poszliśmy do maluszka.Choć wyobrażałam sobie,jak wygląda takie dziecko w inkubatorze to jak stanęłam przed inkubatorem , w którym był Mateusz chciało mi się płakać.
Znów wrócilo poczucie winy,że nie potrafiłam donosić tej ciąży,że przeze mnie jest w inkubatorze.
Choć łamał mi się glos zaaczęłam mówić do maluszka,a jemu od razu tętno przyspieszyło.
Pani powiedziała,że rozpoznaje mój głos.
Przyszła do mnie znów z pojemniczkiem i pytaniem,czy już odciągnęłam siarę dla dziecka?
A ja pomimo tego,że 1sze dziecko karmiłam piersią 15mcy,drugie 18mcy a trzecie 20 to nie wiedziałam, jak się do tego zabrać.
Dziewczyny mi podpowiedziały,abym co 3 godziny pracowała metodą 3-5-7
Tym sposobem pod wieczór udało mi się odciągnąć ręką kilka kropli.
Od razu poleciałam na intensywną, a Pani mu od razu do buzi wlała siarę.
Następnego dnia jak do małego poszłam Pani mi wytłumaczyła do czego sa te wszystkie rurki i co się pisze na monitorze.Po czym mówi,żebym dotknęła maluszka.
Z jednej strony marzyłam o tym, z drugiej bałam się,że mu zrobię krzywdę.
Kiedy zaczęłąm go dotykać monitor zaczął wyć a mały się prężyć.
Wtedy Pani powiedziała,że nie głaszczemy, bo jemu każdy dotyk taki kojarzy się z wkłuciem i kroplówkami.
Tylko kładziemy całą dłoń na główce czy brzuszku bądź pleckach.
Tego dnia pierwszy sukces laktacyjny.

Udało mi się wycisnąć ręką kilka mililitrów siary, więc od razu poleciałam im zanieść.
Panie mnie zachęciły do dalszej pracy, bo powiedziały, że nie chciały by dawać małemu mieszanki, bo mleko mamy jest najlepsze.
A musi zacząć się uczyć ssać, więc im więcej będzie mego mleka tym lepiej.
Dostałam też od Pani książeczki o opiece nad wcześniakiem.
Wieczorem przyszedł neonatolog, że mały ma małopłytkowość i jeszcze mu płytki spadły, norma jest od 100 tys a on miał przy urodzeniu 52tys.
Jak mu spadnie poniżej 40 to będą musieli przetaczać płytki.
Zrobili mi dodatkowe badania, aby znaleźć przyczynę i znów czułam się winna.
Następnego dnia spadły mu płytki na 42 i postanowili zamiast przetaczania płytek podać mu immunogobulinę.
Na wieczór przyszła lekarka i w zasadzie nic nie wyjaśniła, tylko, że jest gorzej i płytki spadły do 32 tys i życzy mi miłej nocy.
Kiedy wyszła zaczęłam płakać, tak bardzo się bałam o tego małego okruszka, a ona powiedziała,że nic nie będzie robić i nie pozostaje nam nic innego jak czekać.
Po jej wyjściu popłakałam się i uruchomiłam wszystkie możliwe grupy modlitewne.
Następnego dnia wynik wzrósł o 10tys i mały ładniej wygladał, taki bardziej noworodkowy, choć nadal bardzo malutki.

Przychodziłam do niego co 3 godziny z tym,co mi się udało odciągnąć ręką dla niego.
Podczas jednej z takich wizyt 4 dnia jego życia Pani mówi do mnie: niech Pani siada na fotelu i odepnie koszulę.
Zanim się zorientowałam podała mi Mateuszka do kangurowania.
To było takie mega uczucie, wreszcie czuć własne dziecko.
Dla niego też to było fajne, bo się wtulił i zasnął.
Tutaj na zdjęciu ma sondę w nosku.
Ogólnie karmili go moim mlekiem z butelki, ale jak nie miał siły ssać to mu podawali przez sondę.
Uczyłam się jak go przewinąć, bo wbrew pozorom przy takim maleństwie w inkubatorze to nie takie proste.
Jak go karmić, z dnia na dzień wyniki mu się poprawiały, po 10 dniach doktor zdecydował o zakończeniu terapii antybiiotykiem i kroplówce odżywieniowej i został praktrycznie tylko na moim mleku i pięknie przybierał na wadze.
Dostał jeszcze raz immunoglobulinę i pamiętam jak Pani doktor mnie poprosiła do gabinetu.
Ja szłam taka pełna obaw i zestresowana a ona mówi: Mateusz ma wynik płytek krwi 100 tys.
Najpierw nie mogłam w to uwierzyć, a potem popłakałam się ze szczęścia.
Kolejnym przełomem było to, że zaczęli go ubierać, bo zmniejszoną miał temperaturę w inkubatorze.
Niestety po 10 dniach z braku miejsc wypisali mnie do domu i mogłam do niego tylko dojeżdzać przywozić mu moje mleko i siedzieć kilka godzin.

Któregoś kolejnego dnia przychodzę do niego, a on nie w inkubatorze, tylko w normalnym łóżeczku jest.
Urodził się o 5:23 9 października z wagą 1740g i 46cm, waga mu spadła do 1630g w 2 dobie, ale potem systematycznie rosła.
29 października, kiedy wypisali go do domu ważył 2270g i 48cm.
Dostaliśmy całą listę zaleceń i skierowań do poradni specjalistycznych.
A po powrocie do domu radość wielka



Mały każdego dnia nas czymś zaskakuje i choć bardzo mu brakuje bliskości i głównie spędza czas na rękach, uczymy się siebie nawzajem.
Co tydzień przychodzi do nas położna i 13ego mały ważył 2740g czyli kilogram więcej niż w dniu porodu.
Bycie Mamą wcześniaka uczy mnie pokory i cierpliwości i tego, że jak jest stabilnie to jest dobrze.
Nie planujemy, uczymy się siebie wzajemnie i cieszymy każdym dniem.
Opieka nad wcześniakiem to wsłuchanie się w jego potrzeby,
Mateusz nie lubi gwałtownych ruchów, zmiany, intensywnego kołysania, głośnych dźwięków.
Za to lubi spokój, kąpiel, bliskość, muzykę relaksacyjną i dużo miłości










1 komentarz:

  1. Maju życie to wieczna nauka...jesteś dobrą mamą stworzyłaś cudowną rodzinę w której ten mały okruszek będzie szybko nabierał sił i będzie radością dla Was wszystkich ...pozdrawiam serdecznie ��

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, jak podzielisz się ze mną swoim zdaniem.Pozdrawiam