Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 listopada 2015

Ot życie

Kiedyś pisałam bloga, dzieląc się dobrymi i złymi chwilami ze swego życia, czasem do niego wracam, wspominam, bo to swego rodzaju pamiątka.
Czasem mam potrzebę wygadania się,  choć zdaję sobie sprawę z tego, że pewnych tematów nie należy poruszać, o niektórych rzeczach, zdarzeniach czy osobach po prostu nie mogę napisać.

         Miałam już gotowy post w głowie, tak sobie myślałam wrócę z pracy, usiądę i napiszę.
Jednak życie bywa przewrotne, wróciłam i w TV usłyszałam o tragedii we Francji.
I jak tu dalej spokojnie pisać, przejść obojętnie nad śmiercią tylu ludzi?
Nie potrafię się całkiem odciąć i nie przeżywać, akcja utożsamiania się i solidaryzowania na FB miała tyleż zwolenników, co przeciwników.
Niektórzy nie zrozumieli idei, inni z czystej nienawiści musieli dodać swoje.
A ja zadawałam sobie pytanie, nawet kilkanaście: co dalej? jak normalnie dalej żyć? Czy zwykłe wyjście do sklepu ma się wiązać z  lękiem i stresem?
Dokąd zmierza ten świat?
Znów wrócił utwór Czesława Niemena , wykonany po raz pierwszy w Sopocie w 1967 roku, chociaż nie było mnie wtedy na świecie, to słowa nadal są aktualne.
Choć zastanawiam się, czy nadal "ludzi dobrej woli jest więcej..."?

      Dużo rozmawiałam z moimi dziećmi, tłumaczę, staram się nie siać paniki, choć to młodzi ludzie doskonale zdający sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Nie wiem, czy udział Angeli w Światowych Dniach Młodzieży będzie możliwy, bo pomimo zapewnień organizatorów o ochronie, kontrolach, bezpieczeństwie, jest ten lęk, że pod Krakowem zbierze się kilka milionów osób i wątpię, aby faktycznie udało się każdego sprawdzić, prześwietlić itd.
Po prostu jako Matka się o nią boję.

    A zmieniając temat w poniedziałek byłam z całą trójką u endokrynologa, choć nie pracowałam tego dnia, to siedzenie w kolejce i słuchanie opowieści dziwnej treści innych ludzi jest tak męczące, że nie miałam siły na nic po powrocie do domu.
Specjalista chciała by częściej nas widzieć i ja zdaję sobie sprawę, że nie da się ustalić dobrze dawki leku widząc pacjenta raz do roku, ale niestety lekarz przyjmuje w Lublinie, aby się częściej dostać musiałabym jechać tam na 4-5 rano, aby zapisać dzieci na jakiś normalny termin.
Nie mówiąc o tym, że 3 numerki pod rząd ciężko zarejestrować, dlatego podjęłam decyzję, że jak się inaczej nie uda, będę ich osobno zapisywała, choć będzie to dla mnie bardziej uciążliwe i nie wiem, czy dostanę wolne 3 razy w miesiącu.
Ale jak nie będzie innego wyjścia to tak trzeba będzie zrobić.
Kobieta w kolejce mnie przekonywała, jak to będzie cudnie, jak NFZ zniosą, bo wtedy będzie mogła iść do jakiego chce lekarza, zrobić sobie badania, jakie jej się podoba.
Więc jej powiedziałam, że prywatnie i teraz może pójść i się przebadać wszerz i wzdłuż, więc po co siedzi i czeka 2 godziny w kolejce???
   Nie wiem, jak zniesienie NFZ ma coś zmienić na lepsze?
Oby, choć nie uwierzę, dopóki się nie przekonam.
W każdym bądź razie mam teraz zarejestrować moją młodzież na wizytę najpóźniej na marzec, tyle, że jeszcze nie piszą na nowy rok, będą pisać w połowie grudnia, tylko obawiam się, że w połowie grudnia może się okazać, że już nie ma numerków.
 To tyle w wielkim skrócie, dlatego nie miałam ostatnio nastroju, siły i czasu na sesje zdjęciowe, wypróbowywanie nowych przepisów i takie tam, stąd moje milczenie na blogu.


2 komentarze:

  1. Maju, każdego z nas plecak dnia codziennego przytłacza. Proza jest ciężka, a wielkich chwil jak na lekarstwo. Trzeba się odcinać od malkontentów, bo zatruwają życie i jak kotwica ciągną nas w dół. Życzę Ci lepszych dni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj powiem Ci, że zatruwają na maksa czasem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, jak podzielisz się ze mną swoim zdaniem.Pozdrawiam